niedziela, 7 lutego 2016

Kartka 010.

Ile razy zastanawiałeś się nad sensem życia?
Ile razy zbierałeś z bólem kawałki rozsypanej egzystencji?
Chowałeś emocje głęboko w myślach, w zakamarkach umysłu mając pewność, że nigdy nie ujrzą światła dziennego?
Zakładałeś maskę i szedłeś dumnie dalej? Aby móc później spojrzeć w lustro i uświadomić sobie, że tak naprawdę nic nie jest okej.
Ile razy widziałeś pustkę w niebieskich tęczówkach?
Ile razy byłeś nierozumiany? Opuszczony, niepotrzebny...
Uśmiechałeś się, choć siłą powstrzymywałeś łzy, a twoje myśli krzyczały.
Ile razy uciekałeś daleko myślami, aby później wrócić do rzeczywistości i uświadomić sobie, że wciąż tu tkwisz. Między prawdą, a kłamstwem. 
 
~~*~~
Szłam chwiejnym krokiem mokrymi ulicami śpiącego Londynu. Typowa dla Wysp Brytyjskich mgła utrudniała widzenie, natomiast chłodny powiew wiatru nieco ostudził gniew i przegonił strach, który narodził się w moim sercu parę godzin wcześniej. Nastąpiła obojętność, która bolała o wiele bardziej…
Dławiąc się łzami, stawiałam krok za krokiem. Czułam pulsowanie w skroniach, a zmęczenie odmawiało posłuszeństwa w kontrolowaniu. Ciało co jakiś czas spazmatycznie drżało, a każdy kolejny metr do pokonania był coraz trudniejszy. Opierałam się o ściany kamienic, błagając w duchu, aby ktoś zdołał mnie dobić nim wrócę… Właśnie, wrócę. Gdzie miałabym wrócić? Zdaje się, że pokazanie się Tomowi w tym stanie było by większym upokorzeniem, niż które wyrządził mi Jim. Może jednak spróbuje się wkraść do mieszkania Gitarzysty niezauważalnie? Bzdura, mimo mocnego snu zdoła usłyszeć moje kroki, a później ujrzeć na mojej twarzy potępienie. Przecież krzywda, która wisiała na granicach otaczającej mnie aury, była niemalże namacalna. Więc cóż miałabym począć? Usiąść pod mostem i czekać na kolejną niespodziankę od losu? Nawet gdybym wyciągnęła telefon, wybrała numer, który kilka miesięcy wcześniej zapisała własnoręcznie mi Kath nie miało by to sensu. Czemu obca kobieta miałaby przejąć się moim losem? Poza tym, co powiedziałabym Kaulitz'owi? Musiałabym go omijać nim sińce nie wyblakną, lecz znając jego temperament i zawzięty charakter to drążyłby tak długo temat, aż nie wyjawiłabym mu prawdy.
W czasie, gdy myśli rozsadzały mi głowę i toczyły nierówną walkę z sercem, moje nogi powiodły mnie niepewnymi krokami pod same drzwi mieszkania Gitarzysty. Mojego azylu, w którym od pierwszej chwili poczułam bezpieczeństwo i ciepło. Zapukałam dwa razy, powstrzymując wybuch płaczu. Muszę być silna, zapewnić go, że nic się nie stało… Usłyszałam szczęk zamka, po czym ciężkie drzwi roztworzyły się, a przede mną stanęła postać Toma odzianego tylko w jego ulubione dresy z Reebok'a.
-Ivy?- w uszach rozbrzmiał mi szept zaspanego męskiego głosu. Spojrzałam na niego zagryzając wargi i wymuszając uśmiech, który wpłynął na moją twarz w postaci grymasu bólu.- Wchodź.- dodał rozchylając drzwi i wpuszczając mnie do środka.
''Byłeś ukrytą miłością. Osobistym ideałem.''

-Nie udał wam się romantyczny wieczór?- spytał cierpko, naciskając na ''romantyczny'' z wyjątkowym wyrzutem. Poczułam bolesne ukłucie w okolicy serca, a chęć ucieczki ogarnęła mnie szybciej niż pomysł przyjścia tu. Stojąc w oświetlonym słabym światłem przedpokoju, z Kaulitz'em za plecami, czułam się jak zwierzę w klatce. Cały ból wrócił, uderzając ze zdwojoną siłą, paraliżując mnie, odmawiając mi możliwość zrobienia jakiegokolwiek ruchu. Stałam patrząc pustym wzrokiem na wejście do salonu, w którym cicho grał telewizor. Biłam się z myślami, pragnąc tylko zniknąć, zapaść się pod ziemię ze wstydu. Mimo, iż w pomieszczeniu było dwadzieścia parę stopni, ja czułam chłód ogarniający moje ciało z każdej strony.
To tak jakbyś stał nad przepaścią, a za Tobą płonąłby pożar. Masz wybór: wrócić się i spłonąć, bądź skoczyć i oszczędzić kilkunastu minut bólu.


Długie palce ułożyły się na moim ramieniu. Czułość bijąca z tego gestu spowodowała wybuch wulkanu mojego strachu. Wszelkie hamulce puściły, gruba nić kontroli rozsypała się. Łzy poczęły spływać po zmarzniętych policzkach, tworząc nieznane ścieżki i goniąc siebie wzajemnie. Spazmatyczne dreszcze raz po raz przechodziły moje ciało, usta układały się do słów, których nie byłam w stanie wydobyć.
-Ivette?- odwróciłam się gwałtownie i bez słowa pozwolenia przylgnęłam do szerokiej klatki Gitarzysty.- Co się stało?
Milczałam, wtulając się w bezpieczeństwo bijące od Tom'a. Obejmowała mnie silnymi ramionami, a ja chłonęłam troskę i czułość. Chciałam poczuć każdą dobrą emocję od niego, chciałam…
Kochać i być kochaną.
''Byłeś opoką w najtrudniejszych chwilach.''

-Powiesz mi co się stało?- szepnął łapiąc mnie za ramiona. Syknęłam z bólu, co nie umknęło uwadze Tom'a. Jego uważne, pełne obaw spojrzenie jeszcze bardziej mnie dobijało. Ujął moją twarz w ciepłe donie, a widok który na niej zastał przeraził go.- Kto ci to zrobił?- spytał zaciskając szczękę.
-Tom… Proszę, nie pytaj.- wydobyłam z siebie cichą prośbę.
-Ivette masz natychmiast mi powiedzieć kto ci to zrobił.- podniósł głos, a jego barwa przesiąkała złością odbijając się w moich uszach. Przejechał kciukiem po linii mojej szczęki, zahaczając o policzek, a następnie delikatnie odgarnął sweterek z obojczyka.
-Nie mów nic, proszę… Chcę tylko wziąć ciepłą kąpiel.- szepnęłam kładąc dłoń na ustach Gitarzysty.- Daj mi o tym zapomnieć.
Bez słowa odwróciłam się i podążyłam do łazienki. Jasne światło halogenów błysnęło mi po zmęczonych oczach. Machinalnie zrzuciłam z siebie brudne cichu, odsuwając w róg łazienki. Pragnęłam pozbyć się wszystkiego co miałoby przypominać mi wczorajszy wieczór. Chciałam uciec od tego, zapomnieć, zmyć zapach i dotyk tego brutala kolejną kąpielą.
-Ivy. Przyniosłem ręcz…- usłyszałam za plecami wpół urwane zdanie. Przymknęłam oczy, wyobrażając sobie szok malujący się na twarzy Kaulitz'a.
''Marność. Towarzyszy zawsze każdemu, choć nie każdy jest tego świadom.''

Miękkim krokiem podszedł do mnie… Nie, nie do mnie. Do mojego ciała, bo dusza wraz ze świadomością stały tuż obok krzycząc, że ten wrak człowieka to nie jest Ivette Morrison.
-Mój Boże, Ivy…- pogładził moje plecy delikatnie, opuszkami palców. Wywołując tym intymnym gestem nową falę strachu i obrzydzenia do samej siebie. Gest, który powinien sprawiać przyjemność, przyprawiał mnie o ból. Ból psychiczny… Bałam się jego dotyku, mimo delikatności i czułości był on dotykiem mężczyzny… Płci, która wyrządziła mi krzywdę, odebrała mi wszystko, skazała na wieczne potępienie.- Zabije skurwysyna.- dodał zaciskając pięści.

''Z jednej skrajności w drugą. Pragniesz jego bezpieczeństwa i boisz się tego dotyku. Szaleństwo, obłęd.'' 
 
Odwróciłam się, aby ujrzeć jego twarz. Był zły, zdeterminowany, a czekoladowe tęczówki wyrażały bezpieczeństwo. I nagle mój strach zniknął… Spłynął z kolejnymi łzami, a ja znów ufnie wtuliłam się w jego ramiona.
''Kolejny obłęd…''

-Nie płacz Ivy. Proszę cię, nie płacz.- gładził moje potargane włosy, obejmując zmarznięte ciało delikatnym dotykiem.- Choćbym miał iść do piekła i wrócić z powrotem to przysięgam, że nikt więcej cię nie skrzywdzi.- dodał pół głosem całując mnie w czoło.


''I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły. ''- Apokalipsa wg św. Jana

~~*~~
Dwa dni później.
Siedziałam na łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Cóż za ironia, że w najgorszych chwilach naszego życia to właśnie on staje się naszym najciekawszym obiektem. W każdym bądź razie, po powrocie do mieszkania Tom'a zamknęłam się w jednym z pokoi i nie wychodzę z niego, chyba że sytuacja tego wymaga. Chociaż nie od razu tak się stało, najpierw przepłakałam w jego ramię cały dzień, a on dzielnie to znosił zaciskając z każdą moją łzą mocniej pięści. Stał się prawdziwym przyjacielem, którego nigdy nie posiadałam. Nie pytał, nie naciskał na wyjaśnienia. Po prostu był. Pozwalał się wtulić w silne ramiona, ocierał chusteczką łzy, gładził czule po plecach i prosił, abym się uspokoiła. Szanował również moją prywatność, rozumiał, że potrzebuję być sama, lecz nie w dosłownym znaczeniu. Mimo, iż siedziałam zamknięta w tych cholernych czterech ścianach, a cisza wbijała mi sztylet w zranioną duszę to wbrew temu wszystkiemu czułam się silniejsza, bezpieczna. Bo on był obok, w drugim pokoju. Siedział, jadł, oglądał, był na wyciągnięcie ręki. Jedynie gdzie wychodził to do sklepu i na spacer z psem.
Pukał tylko cicho do drzwi od czasu do czasu i prosił bym coś zjadła. A być może sprawdzał, czy jeszcze ze sobą nie skończyłam?
-Wstawaj.- odbijającą się od ścian bezradność została gwałtownie przerwana przez wtargnięcie Kaulitz'a do pomieszczenia.- No już, wstawaj.- powtórzył podając mi dłoń. Spojrzałam na niego niepewnie, lecz pozwoliłam się podnieść z łóżka. Nie zwracając na mój sprzeciw i okazywaną niechęć na cokolwiek zaciągnął mnie do salonu. Jak każdego wieczoru ciemność oświetlała mała lampka i ogromnych rozmiarów telewizor, który po cichu grał. Stanęłam naprzeciw Gitarzysty próbując odgadnąć z jego zaciętego wyrazu twarzy cóż za głupi pomysł wpadł mu do głowy. Na darmo. Więc tym większe zaskoczenie było, gdy uniósł zgięte w łokciach ręce z wyprostowanymi dłońmi ku górze.
-Wszystko okej Tom?- spytałam patrząc na niego z zaciekawieniem. Boże, co ten człowiek znów wymyślił?
-Uderz.- usłyszałam w odpowiedzi. Myślałam, że się przesłyszałam. Ale zdeterminowanie na jego twarzy uświadamiało mi, że jednak nie.
-Słucham?
-Uderz pięścią w moją dłoń. Jak najmocniej.- powtórzył nawet nie drgając. Westchnęłam cicho, wiedząc iż nie mam innego wyboru. Zacisnęłam dłoń w pięść, zamachnęłam się i uderzyłam. Bez zachwytu uznałam, że Tom nawet tego nie poczuł. Zrobiło mi się głupio… Byłam słaba. Zgarbiłam się uświadamiając sobie, że mój strach zżera mnie nawet w takich chwilach. Czy on właściwie próbuje mnie ośmieszyć?
-Nie, nie.- mruknął podchodząc do mnie. Chwycił moją dłoń i zacisnął ją delikatnie chowając do środka kciuk.- Tak jest lepiej. Większa pewność, że nie połamiesz sobie palców.- dodał, a kącik jego ust uroczo drgnął w pół uśmiechu.- Spróbuj jeszcze raz.- wykonałam jego polecenie i ku mojemu zdziwieniu jego dłoń lekko ugięła się.- Widzisz, o wiele lepiej. Jeszcze raz.
-Tom po co ten cyrk?- mruknęłam opuszczając ręce wzdłuż ciała.
-Masz się nauczyć samoobrony. Skoro ja nie mogę zrobić temu skurwysynowi krzywdy i nie mam pewności, że nie zrobi ci tego po raz kolejny to ty musisz się bronić sama.- w tej chwili moje oczy przybrały rozmiar spodków, a usta otworzyły się w akcie zaprzeczenia, które jednak nie ujrzało światła dziennego. Mam się nauczyć samoobrony? Ja? To chyba jakiś żart.- Nie patrz na mnie jak na wariata. Nie pozwolę cię skrzywdzić drugi raz Ivy. Słyszysz? 
 
''Nie pozwolę cię skrzywdzić. Nie pozwolę. Nie pozwolę.''

-Tom… możemy to odłożyć na… Kiedy indziej. - odparłam zrezygnowana chcąc wrócić do pokoju.
-Znów to robisz.- usłyszałam za plecami. Ton jego głosu był niemalże oskarżający. Spowodował u mnie dreszcze. Nie odezwałam się, czekałam na dalszą część wypowiedzi.- Znów odpuszczasz. Nie walczysz o siebie, wręcz przeciwnie uciekasz. Pamiętasz, gdy powiedziałaś mi, ze nie jesteś tchórzem? Nie jesteś tą marną podróbką człowieka? Wtedy ci uwierzyłem. Miałem nadzieję, że rozpaliłem ten ogień walki w twoim sercu. Ale ty wciąż uparcie wybierasz tę najprostszą drogę Ivy. Wciąż uciekasz, zostawiając część siebie za sobą. Powiedz mi co zrobisz, gdy zaczniesz znikać? Nie będziesz miała szans na pozostawienie kolejnego skrawka duszy przy problemach? Ot tak, przestaniesz istnieć?- zacisnęłam drżące usta w cienką linię, powstrzymywałam ciało od nagłych drgań. Tłamsiłam w sobie wybuch złości. Miał rację, cholerną rację! Lecz ja tak uparcie nie chciałam mu jej przyznać. Byłam tchórzem… Nie miałam nawet odwagi, aby spojrzeć mu w oczy.- Jeżeli nie chcesz walczyć dla siebie, walcz dla mnie. Wygraj życie dla mnie Ivette. Pomogę ci, przecież wiesz, że nie dam ci zginąć.- szepnął obejmując mnie i składając czuły pocałunek na skroni.
-Nie składaj obietnic, których nie będziesz w stanie dotrzymać Tom.- odparłam wysilając się na beznamiętny ton głosu, mimo że cała wrzałam od środka.
-Kto cię tak bardzo skrzywdził Ivy, że próbujesz być taka niedostępna?
-Przestań pieprzyć Kaulitz!- wrzasnęłam wyrywając się z jego objęć i stając z nim twarzą w twarz.- Próbujesz uczynić mnie silną, chcesz zbliżyć się do mnie, ale tylko na swoich zasadach. Już zapomniałeś o zakazie wstępu do swojego życia, który raptem kilka tygodni temu mi wykrzyczałeś? A teraz próbujesz bez pozwolenia wejść w moje? Będziesz mnie teraz niańczył?- zaśmiałam się drwiąco ścierając z policzków łzy.- Chcesz wiedzieć co mnie taką uczyniło? Ludzie, świat, życie! Ja nie miałam takiej szansy jak ty. Mi nie pozwolono uciec monotonnej codzienności, zapomnieć o problemach, które z dnia na dzień dwoją się i troją na mojej drodze. Myślisz, że jak każesz mi uderzać, będziesz próbował nauczyć mnie samoobrony to coś to zmieni? Nie! Nic się nie zmieni. Nie wróci dawna Ivette, ta sprzed lat, nie wróci nawet ta sprzed kilku dni! Ludzie każdego dnia odbierali mi kawałek mnie…. Więc twoja przygłupia taktyka na nic się nie zda, Jim skrzywdził mnie na całe życie, odebrał mi to co najcenniejsze- godność do samej siebie, niewinność. On mnie zgwałcił, rozumiesz?! Więc jak mam zacząć żyć normalnie? No jak powiedz mi do cholery Kaulitz bo kurwa mać nie wiem!- krzyczałam słabnąc z każdym słowem. Nie kontrolowałam się, moje hamulce puściły. I obietnica, którą złożyłam samej sobie ujrzała światło dzienne. Tom nigdy miał się o tym nie dowiedzieć. Widział tylko siniaki, zadrapania, nic więcej nie miało prawa do niego dotrzeć. Teraz w jego oczach stracę resztki szacunku, zniszczę budującą się między nami relację. I on w końcu mnie skreśli, wyrzuci ze swojego życia jak pogniecioną kartkę papieru. Sama wizja tych wydarzeń sprawiła, że upadłam na kolana i opierając się ręką o podłogę zaczęłam łapczywie oddychać. Każdy oddech sprawiał ogromną falę bólu, w głowie huczało od nadmiaru emocji, a ja miałam wrażenie jakby ktoś mi na płuca ułożył ogromny kamień. Czułam jak kropelki zimnego potu spływają po moich plecach. Siłą powstrzymałam zbierające się wymioty, drżące usta układały się w grymas, dłonią próbowałam ścierać kolejne łzy. Panika odebrała mi racjonalne myślenie dopiero w chwili, gdy uświadomiłam sobie, iż nastąpił mój pierwszy nowotworowy krwotok. Zacisnęłam zęby, przymknęłam powieki i modliłam się, aby to wszystko okazało się złym snem.
-Ivette, matko boska, ty krwawisz!- usłyszałam tuż nad sobą. Pokręciłam bezsilnie głową, dlaczego akurat teraz to musi się dziać?- Ivy… Co… co się dzieje? Dzwonie na pogotowie.
-Nie!- podniosłam głos patrząc na niego błagalnie.- Tom proszę, żadnego pogotowia. Zaraz mi przejdzie, muszę tylko… muszę odpocząć chwilę.- dodałam opierając się o kucającego przy mnie Gitarzystę. Był przerażony, widziałam to w jego czekoladowych oczach. Próbował się sprzeciwić, ale ułożyłam głowę na jego kolanach prosząc, żeby nigdzie nie szedł.- Nie zostawiaj mnie, zostań tu ze mną Tom, proszę. Za chwilę wszystko będzie okej.- mruknęłam ściskając jego dłoń. Objął mnie silnym ramieniem i odgarnął z czoła mokre kosmyki włosów.- Wszystko będzie okej.- szepnęłam modląc się, by uwierzyć w te słowa. 
 
''Nie zostawiaj mnie, na pustyni bez Twej dłoni, którą można ścisnąć nocą, Twego głosu, który zbudzi mnie ze snu, Twej miłości, co owinie dzień czułością.'' ~~ Catherine Cookson