Ile
razy zastanawiałeś się nad sensem życia?
Ile
razy zbierałeś z bólem kawałki rozsypanej egzystencji?
Chowałeś
emocje głęboko w myślach, w zakamarkach umysłu mając pewność,
że nigdy nie ujrzą światła dziennego?
Zakładałeś
maskę i szedłeś dumnie dalej? Aby móc później spojrzeć w
lustro i uświadomić sobie, że tak naprawdę nic nie jest okej.
Ile
razy widziałeś pustkę w niebieskich tęczówkach?
Ile
razy byłeś nierozumiany? Opuszczony, niepotrzebny...
Uśmiechałeś
się, choć siłą powstrzymywałeś łzy, a twoje myśli krzyczały.
Ile
razy uciekałeś daleko myślami, aby później wrócić do
rzeczywistości i uświadomić sobie, że wciąż tu tkwisz. Między
prawdą, a kłamstwem.
~~*~~
Szłam
chwiejnym krokiem mokrymi ulicami śpiącego Londynu. Typowa dla Wysp
Brytyjskich mgła utrudniała widzenie, natomiast chłodny powiew
wiatru nieco ostudził gniew i przegonił strach, który narodził
się w moim sercu parę godzin wcześniej. Nastąpiła obojętność,
która bolała o wiele bardziej…
Dławiąc
się łzami, stawiałam krok za krokiem. Czułam pulsowanie w
skroniach, a zmęczenie odmawiało posłuszeństwa w kontrolowaniu.
Ciało co jakiś czas spazmatycznie drżało, a każdy kolejny metr
do pokonania był coraz trudniejszy. Opierałam się o ściany
kamienic, błagając w duchu, aby ktoś zdołał mnie dobić nim
wrócę… Właśnie, wrócę. Gdzie miałabym wrócić? Zdaje się,
że pokazanie się Tomowi w tym stanie było by większym
upokorzeniem, niż które wyrządził mi Jim. Może jednak spróbuje
się wkraść do mieszkania Gitarzysty niezauważalnie? Bzdura, mimo
mocnego snu zdoła usłyszeć moje kroki, a później ujrzeć na
mojej twarzy potępienie. Przecież krzywda, która wisiała na
granicach otaczającej mnie aury, była niemalże namacalna. Więc
cóż miałabym począć? Usiąść pod mostem i czekać na kolejną
niespodziankę od losu? Nawet gdybym wyciągnęła telefon, wybrała
numer, który kilka miesięcy wcześniej zapisała własnoręcznie
mi Kath nie miało by to sensu. Czemu obca kobieta miałaby przejąć
się moim losem? Poza tym, co powiedziałabym Kaulitz'owi? Musiałabym
go omijać nim sińce nie wyblakną, lecz znając jego temperament i
zawzięty charakter to drążyłby tak długo temat, aż nie
wyjawiłabym mu prawdy.
W
czasie, gdy myśli rozsadzały mi głowę i toczyły nierówną walkę
z sercem, moje nogi powiodły mnie niepewnymi krokami pod same drzwi
mieszkania Gitarzysty. Mojego azylu, w którym od pierwszej chwili
poczułam bezpieczeństwo i ciepło. Zapukałam dwa razy,
powstrzymując wybuch płaczu. Muszę być silna, zapewnić go, że
nic się nie stało… Usłyszałam szczęk zamka, po czym ciężkie
drzwi roztworzyły się, a przede mną stanęła postać Toma
odzianego tylko w jego ulubione dresy z Reebok'a.
-Ivy?-
w uszach rozbrzmiał mi szept zaspanego męskiego głosu. Spojrzałam
na niego zagryzając wargi i wymuszając uśmiech, który wpłynął
na moją twarz w postaci grymasu bólu.- Wchodź.- dodał rozchylając
drzwi i wpuszczając mnie do środka.
''Byłeś ukrytą miłością.
Osobistym ideałem.''
-Nie
udał wam się romantyczny wieczór?- spytał cierpko, naciskając na
''romantyczny'' z wyjątkowym wyrzutem. Poczułam bolesne ukłucie w
okolicy serca, a chęć ucieczki ogarnęła mnie szybciej niż pomysł
przyjścia tu. Stojąc w oświetlonym słabym światłem przedpokoju,
z Kaulitz'em za plecami, czułam się jak zwierzę w klatce. Cały
ból wrócił, uderzając ze zdwojoną siłą, paraliżując mnie,
odmawiając mi możliwość zrobienia jakiegokolwiek ruchu. Stałam
patrząc pustym wzrokiem na wejście do salonu, w którym cicho grał
telewizor. Biłam się z myślami, pragnąc tylko zniknąć, zapaść
się pod ziemię ze wstydu. Mimo, iż w pomieszczeniu było
dwadzieścia parę stopni, ja czułam chłód ogarniający moje ciało
z każdej strony.
To tak jakbyś stał nad przepaścią,
a za Tobą płonąłby pożar. Masz wybór: wrócić się i spłonąć,
bądź skoczyć i oszczędzić kilkunastu minut bólu.
Długie
palce ułożyły się na moim ramieniu. Czułość bijąca z tego
gestu spowodowała wybuch wulkanu mojego strachu. Wszelkie hamulce
puściły, gruba nić kontroli rozsypała się. Łzy poczęły
spływać po zmarzniętych policzkach, tworząc nieznane ścieżki i
goniąc siebie wzajemnie. Spazmatyczne dreszcze raz po raz
przechodziły moje ciało, usta układały się do słów, których
nie byłam w stanie wydobyć.
-Ivette?-
odwróciłam się gwałtownie i bez słowa pozwolenia przylgnęłam
do szerokiej klatki Gitarzysty.- Co się stało?
Milczałam,
wtulając się w bezpieczeństwo bijące od Tom'a. Obejmowała mnie
silnymi ramionami, a ja chłonęłam troskę i czułość. Chciałam
poczuć każdą dobrą emocję od niego, chciałam…
Kochać
i być kochaną.
''Byłeś opoką w najtrudniejszych
chwilach.''
-Powiesz
mi co się stało?- szepnął łapiąc mnie za ramiona. Syknęłam z
bólu, co nie umknęło uwadze Tom'a. Jego uważne, pełne obaw
spojrzenie jeszcze bardziej mnie dobijało. Ujął moją twarz w
ciepłe donie, a widok który na niej zastał przeraził go.- Kto ci
to zrobił?- spytał zaciskając szczękę.
-Tom…
Proszę, nie pytaj.- wydobyłam z siebie cichą prośbę.
-Ivette
masz natychmiast mi powiedzieć kto ci to zrobił.- podniósł głos,
a jego barwa przesiąkała złością odbijając się w moich uszach.
Przejechał kciukiem po linii mojej szczęki, zahaczając o policzek,
a następnie delikatnie odgarnął sweterek z obojczyka.
-Nie mów
nic, proszę… Chcę tylko wziąć ciepłą kąpiel.- szepnęłam
kładąc dłoń na ustach Gitarzysty.- Daj mi o tym zapomnieć.
Bez
słowa odwróciłam się i podążyłam do łazienki. Jasne światło
halogenów błysnęło mi po zmęczonych oczach. Machinalnie
zrzuciłam z siebie brudne cichu, odsuwając w róg łazienki.
Pragnęłam pozbyć się wszystkiego co miałoby przypominać mi
wczorajszy wieczór. Chciałam uciec od tego, zapomnieć, zmyć
zapach i dotyk tego brutala kolejną kąpielą.
-Ivy.
Przyniosłem ręcz…- usłyszałam za plecami wpół urwane zdanie.
Przymknęłam oczy, wyobrażając sobie szok malujący się na twarzy
Kaulitz'a.
''Marność. Towarzyszy zawsze
każdemu, choć nie każdy jest tego świadom.''
Miękkim
krokiem podszedł do mnie… Nie, nie do mnie. Do mojego ciała, bo
dusza wraz ze świadomością stały tuż obok krzycząc, że ten
wrak człowieka to nie jest Ivette Morrison.
-Mój
Boże, Ivy…- pogładził moje plecy delikatnie, opuszkami palców.
Wywołując tym intymnym gestem nową falę strachu i obrzydzenia do
samej siebie. Gest, który powinien sprawiać przyjemność,
przyprawiał mnie o ból. Ból psychiczny… Bałam się jego dotyku,
mimo delikatności i czułości był on dotykiem mężczyzny… Płci,
która wyrządziła mi krzywdę, odebrała mi wszystko, skazała na
wieczne potępienie.- Zabije skurwysyna.- dodał zaciskając pięści.
''Z jednej skrajności w drugą.
Pragniesz jego bezpieczeństwa i boisz się tego dotyku. Szaleństwo,
obłęd.''
Odwróciłam
się, aby ujrzeć jego twarz. Był zły, zdeterminowany, a
czekoladowe tęczówki wyrażały bezpieczeństwo. I nagle mój
strach zniknął… Spłynął z kolejnymi łzami, a ja znów ufnie
wtuliłam się w jego ramiona.
''Kolejny obłęd…''
-Nie
płacz Ivy. Proszę cię, nie płacz.- gładził moje potargane
włosy, obejmując zmarznięte ciało delikatnym dotykiem.- Choćbym
miał iść do piekła i wrócić z powrotem to przysięgam, że nikt
więcej cię nie skrzywdzi.- dodał pół głosem całując mnie w
czoło.
''I ujrzałem niebo nowe i ziemię
nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły. ''-
Apokalipsa wg św. Jana
~~*~~
Dwa dni później.
Siedziałam
na łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Cóż za ironia, że w
najgorszych chwilach naszego życia to właśnie on staje się naszym
najciekawszym obiektem. W każdym bądź razie, po powrocie do
mieszkania Tom'a zamknęłam się w jednym z pokoi i nie wychodzę z
niego, chyba że sytuacja tego wymaga. Chociaż nie od razu tak się
stało, najpierw przepłakałam w jego ramię cały dzień, a on
dzielnie to znosił zaciskając z każdą moją łzą mocniej pięści.
Stał się prawdziwym przyjacielem, którego nigdy nie posiadałam.
Nie pytał, nie naciskał na wyjaśnienia. Po prostu był. Pozwalał
się wtulić w silne ramiona, ocierał chusteczką łzy, gładził
czule po plecach i prosił, abym się uspokoiła. Szanował również
moją prywatność, rozumiał, że potrzebuję być sama, lecz nie w
dosłownym znaczeniu. Mimo, iż siedziałam zamknięta w tych
cholernych czterech ścianach, a cisza wbijała mi sztylet w zranioną
duszę to wbrew temu wszystkiemu czułam się silniejsza, bezpieczna.
Bo on był obok, w drugim pokoju. Siedział, jadł, oglądał, był
na wyciągnięcie ręki. Jedynie gdzie wychodził to do sklepu i na
spacer z psem.
Pukał
tylko cicho do drzwi od czasu do czasu i prosił bym coś zjadła. A
być może sprawdzał, czy jeszcze ze sobą nie skończyłam?
-Wstawaj.-
odbijającą się od ścian bezradność została gwałtownie
przerwana przez wtargnięcie Kaulitz'a do pomieszczenia.- No już,
wstawaj.- powtórzył podając mi dłoń. Spojrzałam na niego
niepewnie, lecz pozwoliłam się podnieść z łóżka. Nie zwracając
na mój sprzeciw i okazywaną niechęć na cokolwiek zaciągnął
mnie do salonu. Jak każdego wieczoru ciemność oświetlała mała
lampka i ogromnych rozmiarów telewizor, który po cichu grał.
Stanęłam naprzeciw Gitarzysty próbując odgadnąć z jego
zaciętego wyrazu twarzy cóż za głupi pomysł wpadł mu do głowy.
Na darmo. Więc tym większe zaskoczenie było, gdy uniósł zgięte
w łokciach ręce z wyprostowanymi dłońmi ku górze.
-Wszystko
okej Tom?- spytałam patrząc na niego z zaciekawieniem. Boże, co
ten człowiek znów wymyślił?
-Uderz.-
usłyszałam w odpowiedzi. Myślałam, że się przesłyszałam. Ale
zdeterminowanie na jego twarzy uświadamiało mi, że jednak nie.
-Słucham?
-Uderz
pięścią w moją dłoń. Jak najmocniej.- powtórzył nawet nie
drgając. Westchnęłam cicho, wiedząc iż nie mam innego wyboru.
Zacisnęłam dłoń w pięść, zamachnęłam się i uderzyłam. Bez
zachwytu uznałam, że Tom nawet tego nie poczuł. Zrobiło mi się
głupio… Byłam słaba. Zgarbiłam się uświadamiając sobie, że
mój strach zżera mnie nawet w takich chwilach. Czy on właściwie
próbuje mnie ośmieszyć?
-Nie,
nie.- mruknął podchodząc do mnie. Chwycił moją dłoń i zacisnął
ją delikatnie chowając do środka kciuk.- Tak jest lepiej. Większa
pewność, że nie połamiesz sobie palców.- dodał, a kącik jego
ust uroczo drgnął w pół uśmiechu.- Spróbuj jeszcze raz.-
wykonałam jego polecenie i ku mojemu zdziwieniu jego dłoń lekko
ugięła się.- Widzisz, o wiele lepiej. Jeszcze raz.
-Tom
po co ten cyrk?- mruknęłam opuszczając ręce wzdłuż ciała.
-Masz
się nauczyć samoobrony. Skoro ja nie mogę zrobić temu
skurwysynowi krzywdy i nie mam pewności, że nie zrobi ci tego po
raz kolejny to ty musisz się bronić sama.- w tej chwili moje oczy
przybrały rozmiar spodków, a usta otworzyły się w akcie
zaprzeczenia, które jednak nie ujrzało światła dziennego. Mam się
nauczyć samoobrony? Ja? To chyba jakiś żart.- Nie patrz na mnie
jak na wariata. Nie pozwolę cię skrzywdzić drugi raz Ivy.
Słyszysz?
''Nie
pozwolę cię skrzywdzić. Nie pozwolę. Nie pozwolę.''
-Tom…
możemy to odłożyć na… Kiedy indziej. - odparłam zrezygnowana
chcąc wrócić do pokoju.
-Znów
to robisz.- usłyszałam za plecami. Ton jego głosu był niemalże
oskarżający. Spowodował u mnie dreszcze. Nie odezwałam się,
czekałam na dalszą część wypowiedzi.- Znów odpuszczasz. Nie
walczysz o siebie, wręcz przeciwnie uciekasz. Pamiętasz, gdy
powiedziałaś mi, ze nie jesteś tchórzem? Nie jesteś tą marną
podróbką człowieka? Wtedy ci uwierzyłem. Miałem nadzieję, że
rozpaliłem ten ogień walki w twoim sercu. Ale ty wciąż uparcie
wybierasz tę najprostszą drogę Ivy. Wciąż uciekasz, zostawiając
część siebie za sobą. Powiedz mi co zrobisz, gdy zaczniesz
znikać? Nie będziesz miała szans na pozostawienie kolejnego
skrawka duszy przy problemach? Ot tak, przestaniesz istnieć?-
zacisnęłam drżące usta w cienką linię, powstrzymywałam ciało
od nagłych drgań. Tłamsiłam w sobie wybuch złości. Miał rację,
cholerną rację! Lecz ja tak uparcie nie chciałam mu jej przyznać.
Byłam tchórzem… Nie miałam nawet odwagi, aby spojrzeć mu w
oczy.- Jeżeli nie chcesz walczyć dla siebie, walcz dla mnie. Wygraj
życie dla mnie Ivette. Pomogę ci, przecież wiesz, że nie dam ci
zginąć.- szepnął obejmując mnie i składając czuły pocałunek
na skroni.
-Nie
składaj obietnic, których nie będziesz w stanie dotrzymać Tom.-
odparłam wysilając się na beznamiętny ton głosu, mimo że cała
wrzałam od środka.
-Kto
cię tak bardzo skrzywdził Ivy, że próbujesz być taka
niedostępna?
-Przestań
pieprzyć Kaulitz!- wrzasnęłam wyrywając się z jego objęć i
stając z nim twarzą w twarz.- Próbujesz uczynić mnie silną,
chcesz zbliżyć się do mnie, ale tylko na swoich zasadach. Już
zapomniałeś o zakazie wstępu do swojego życia, który raptem
kilka tygodni temu mi wykrzyczałeś? A teraz próbujesz bez
pozwolenia wejść w moje? Będziesz mnie teraz niańczył?-
zaśmiałam
się drwiąco ścierając z policzków łzy.-
Chcesz wiedzieć co mnie taką uczyniło? Ludzie, świat, życie! Ja
nie miałam takiej szansy jak ty. Mi nie pozwolono uciec monotonnej
codzienności, zapomnieć o problemach, które z dnia na dzień dwoją
się i troją na mojej drodze. Myślisz, że jak każesz mi uderzać,
będziesz próbował nauczyć mnie samoobrony to coś to zmieni? Nie!
Nic się nie zmieni. Nie wróci dawna Ivette, ta sprzed lat, nie
wróci nawet ta sprzed kilku dni! Ludzie każdego dnia odbierali mi
kawałek mnie…. Więc twoja przygłupia taktyka na nic się nie
zda, Jim skrzywdził mnie na całe życie, odebrał mi to co
najcenniejsze- godność do samej siebie, niewinność. On mnie
zgwałcił, rozumiesz?! Więc jak mam zacząć żyć normalnie? No
jak powiedz mi do cholery Kaulitz bo kurwa mać nie wiem!- krzyczałam
słabnąc
z każdym słowem. Nie kontrolowałam się, moje hamulce puściły. I
obietnica, którą złożyłam samej sobie ujrzała światło
dzienne. Tom nigdy miał się o tym nie dowiedzieć. Widział tylko
siniaki, zadrapania, nic
więcej nie miało prawa do niego dotrzeć. Teraz w jego oczach
stracę resztki szacunku, zniszczę budującą się między nami
relację. I on w końcu mnie skreśli, wyrzuci ze swojego życia jak
pogniecioną kartkę papieru. Sama wizja tych wydarzeń sprawiła, że
upadłam na kolana i opierając się ręką o podłogę zaczęłam
łapczywie oddychać. Każdy oddech sprawiał ogromną falę bólu, w
głowie huczało od nadmiaru emocji, a ja miałam wrażenie jakby
ktoś mi na płuca ułożył ogromny kamień. Czułam jak kropelki
zimnego potu spływają po moich plecach. Siłą powstrzymałam
zbierające się wymioty, drżące
usta układały się w grymas, dłonią próbowałam ścierać
kolejne łzy. Panika odebrała mi racjonalne myślenie dopiero w
chwili, gdy uświadomiłam sobie, iż nastąpił mój pierwszy
nowotworowy krwotok. Zacisnęłam zęby, przymknęłam powieki i
modliłam się, aby to wszystko okazało się złym snem.
-Ivette,
matko boska, ty krwawisz!- usłyszałam tuż nad sobą. Pokręciłam
bezsilnie głową, dlaczego akurat teraz to musi się dziać?- Ivy…
Co… co się dzieje? Dzwonie na pogotowie.
-Nie!-
podniosłam głos patrząc na niego błagalnie.- Tom proszę, żadnego
pogotowia. Zaraz mi przejdzie, muszę tylko… muszę odpocząć
chwilę.- dodałam opierając się o kucającego przy mnie
Gitarzystę. Był przerażony, widziałam to w jego czekoladowych
oczach. Próbował się sprzeciwić, ale ułożyłam głowę na jego
kolanach prosząc, żeby nigdzie nie szedł.- Nie zostawiaj mnie,
zostań tu ze mną Tom, proszę. Za chwilę wszystko będzie okej.-
mruknęłam ściskając jego dłoń. Objął mnie silnym ramieniem i
odgarnął z czoła mokre kosmyki włosów.- Wszystko będzie okej.-
szepnęłam modląc się, by uwierzyć w te słowa.
''Nie
zostawiaj mnie, na
pustyni bez Twej dłoni, którą można ścisnąć nocą, Twego
głosu, który zbudzi mnie ze snu, Twej miłości, co owinie dzień
czułością.'' ~~
Catherine Cookson
Co prawda, jutro mam egzamin, do którego jeszcze się nie uczyłam, ale widząc kolejną kartkę, nie mogłam odmówić sobie przyjemności przeczytania jej :)
OdpowiedzUsuńCiężko mi zebrać myśli... Tak strasznie jest mi szkoda Ivy, biedna dziewczyna. Ciągle dostaje od życia w kość. Marne starania Toma, gdy ona sama już nie czuje tej siły w sobie, którą miała dawniej. Słabnie i rozpada się na kawałki. Mam jednak nadzieję, że Tom nie odpuści i będzie przy niej. W końcu teraz jest jej bardzo potrzebna jego bliskość. Może z czasem to jakoś ją umocni? Może to właśnie on jest tym, czego jej w życiu brakuje...
Czekam na kolejną kartkę. Pozdrawiam :*
Dzisiaj znalazłam chwilkę czasu żeby oderwać się od rzeczywistości. Padło na Twoje opowiadanie. Przeczytałam wszystkie odcinki, pochłaniając kolejne zdania w zaskakująco szybkim tempie. Podoba mi się i z chęcią zostanę tutaj na dłużej :) Serdecznie pozdrawiam, soul-of-angel.
OdpowiedzUsuńhttp://rysowane--marzenia.blogspot.nl/