piątek, 16 stycznia 2015

Kartka 003.

Potykając się o własne nogi, chwiejnym krokiem weszłam do kawiarni. Dzień zaczął się dla mnie niezbyt dobrze… Podobnie zresztą jak wszystkie, ale ten naprawdę był okropny i zajął honorowe miejsce na mojej liście ‘’Rzeczy nieznośnych’’.
Nie dość, że był to dopiero wtorek, także do weekendu jest jeszcze całe cztery dni, to dodatkowo miałam okropnego kaca, rozsadzający ból głowy i jeszcze wizytę w klinice. Ach no i napotkałam wrednego kierowcę, który postanowił chyba pobawić się w pirata drogowego albo i lepiej wcielił się w role Leonarda DiCaprio z westernu ‘’Szybcy i martwi’’ tylko w tym przypadku, nie posługiwał się rewolwerem, a samochodem… Pominę fakt, że ten idiota o mało mnie nie zabił. Co za ludzie żyją w tym przeklętym Londynie? Kto takim istotą w ogóle daje prawo jazdy?
Także na półprzytomnie przekroczyłam próg kawiarni od razu napotykając rozłoszczone spojrzenie Mad. No tak- spóźniłam się prawię godzinę. Szczęście w nieszczęściu, że szefa dziś nie ma.
-Ile można na ciebie do cholerny czekać?! No ile się pytam?!- podążałam właśnie do pokoiku dla personelu, gdy przede mną jak spod ziemi wyrosła czerwono włosa. Wzdrygnęłam się na sam ton jej głosu, a złość bijąca z jej tęczówek i parująca niemalże z uszu sprawiła, że przeszły mnie ciarki.
-Oj, Mad. Przepraszam. Nie czuje się dziś najlepiej, ten dzień jest… Katastroficzny dla mnie.- mruknęłam wzruszając ramionami.
-Ten dzień? Przypominam ci, że ostatnie dni są dla ciebie w ogóle katastroficzne i wręcz zmuszają cię do notorycznego spóźniania się do pracy! A ja dodatkowo muszę świecić za ciebie oczami u Jima, szefa i innych!- wycedziła zniżonym głosem, a nim zdążyłam zaprotestować- jej nie było już w pomieszczeniu. Westchnęłam ciężko, padając na jedno z kilku drewnianych krzeseł.
-Ivette ty cholerna kretynko…- mruknęłam chowając zmęczoną twarz w dłonie.


***

Dzień jak co dzień biegałam od stolika do stolika jak głupia i uważając tylko na to, aby nie zabić się o własne buty. Ostatnimi czasy jakoś dużo ludzi garnęło się do naszej skromnej kawiarni co przysparzało nam roboty, nerwów i przeróżnych sprzeczek za ladą.
A to ja podałam zamówienie innemu stolikowi, niż powinnam, a to Jim idąc z tacą niemalże zgubił zęby i nie połamał nosa o zimne płytki… Mad tylko stała i załamywała ręce wrzeszcząc na zmianę to na mnie, to na Jima, to na resztę personelu. Po czym wychodziła oczywiście kłótnie, bo każdy chciał się odgryźć. Istne szaleństwo naprawdę…
Spojrzałam na biały ścienny zegarek, który wskazywał godzinę za piętnaście czwartą. Uśmiechnęłam się cierpko, odłożyłam tacę na ladę i wycierając o czarny fartuszek dłonie skierowałam się na zaplecze po torebkę i bluzę.
-A ty gdzie się wybierasz?- do uszu doszedł groźny głos Mad. Westchnęłam cicho kiwając głową i przełykając głośno ślinę.
-Mam wizytę w… U lekarza- skwitowałam nie odwracając się. Weszłam do pomieszczenia i wciąż stojąc tyłem do czerwonowłosej odwiązałam fartuch, odwiesiłam go na jeden z wieszaków i chwytając w przelocie bluzę z torebką ominęłam stojącą w drzwiach kobietę.


‘’Nie wiem, komu ufać
Nic dziwnego
Wszyscy są tak daleko ode mnie
Ciężkie myśli przenikają przez pył
I kłamstwa, ale ja staram się nie załamywać.’’- Linkin Park ‘’From the Inside’’

Taka właśnie byłam. Zagubiona, cholernie zraniona i niepoprawnie pesymistyczna. Wśród mnie byli tacy, którzy chcieli pomóc, chcieli wiedzieć co się dzieje, a ja uparcie zaciskałam zęby mówiąc, że wszystko jest okej. Bo przecież ‘’nie wiedziałam, komu ufać’’. Wszyscy są tacy sami- obłudnie fałszywi, na siłę wciskają ci uprzejmość i dobroć z tym cholerny, cudnym uśmiechem.
Ci, którzy mieli być najbliższymi sercu, stali się bardziej odlegli, niż obcy dla mnie ludzie. Omijali mnie, rzucając kpiące spojrzenia i chcąc znaleźć sposób na upokorzenie. I wiesz, żyłam w przekonaniu, że wszyscy są tacy sami… Każdy chciał unicestwić drugiego, że ludzie nie potrafią kochać i zapomnieli co to szczerość. Bałam się każdego człowieka przechodzącego obok na chodniku, bałam się, że ujrzy moją marność i strach, że wykorzysta to przeciw mnie. Bałam się wpuścić kogokolwiek do swojego życia, pozwolić mu egzystować wraz ze mną, aż do tego jednego momentu, gdy spojrzałam w głęboki brąz Twoich tęczówek.
Nawet nie wiedziałam, że ta jedna chwila zmieni moje życie, wywróci je do góry nogami. Przestane martwić się o lepsze jutro, zacznę dostrzegać siebie w tym całym chaosie- siebie taką prawdziwą Ivette, a nie taką która pokazywała się codziennie innym. Przestane się bać, uwierzę, że nawet mnie dopada szczęście, że miłość istnieje, że przychodzi z czasem bez pozwolenia, nie zwracając uwagi na protesty. I to był ten jeden moment- moment w którym spojrzałam w Twoje oczy, moment w którym uraczyłeś mnie czekoladowym spojrzeniem, moment w którym bezinteresownie i nieświadomie- a być może wiedziałeś, wiedziałeś już po pierwszych słowach, że nie pozwolisz mi na zmaganie się z problemami samej, że zostaniesz w moim życiu, będziesz mi towarzyszył ukradkiem czy oficjalnie, przypadkiem losowym lub tym zaplanowanym przez samego Ciebie?- wtargnąłeś do mojego świata, zacząłeś odbudowywać go cegiełka po cegiełce, kolorując je na wszelkie kolory tęczy i przy okazji w moim sercu tworząc namiętność i pełno innych, nowych emocji, uczuć, a w głowie kompletny chaos.
Nigdy nie poddawałam się. Wtedy, w chwili, gdy wysiadałam z Twojego auta, a później słyszałam tylko pisk opon na dobranoc wiedziałam, że tym razem nie poddam się, że to słowo zostanie wymazane z mojego słownika. Choć były sytuacje, momenty, gdy naprawdę miałam dość, gdy chciałam unieść w górę białą chorągiewkę, gdy… Wszystko przytłaczało mnie i niszczyło od środka. Najgorsze były wieczory i noce. Wtedy samotność odbijała się o ściany, wsiąkając w głuchą ciszę, wtedy analizowałam wszystkie błędy, nakrywałam się kołdrą chcąc odgonić to co złe, krzyczałam z rozpaczy, pytałam Boga dlaczego na mnie zsyła te problemy? Jest tyle ludzi na tym brudnym, brutalnym i porąbanym świecie, a wszystko co złe wpadało w moje dłonie, byłam jak magnez- przyciągałam problemy, które z czasem mnie pokochały i każdego następnego dnia dwoiły się i troiły.
Ale naprawdę, nigdy nie poddałam się. Wiedziałam, że jesteś tam gdzieś, że pozwoliłeś mi żyć dalej, a później żyłeś wraz ze mną i byłeś cholernie dumny w chwilach, gdy rozwiązywałam sama problemy, gdy omijałam przeszkody. Dumny i… zakochany po uszy, tak samo jak ja.

***

            Szłam wolnym krokiem przez długi, biały korytarz. Dziś był pierwszy dzień od… dwóch miesięcy? W każdym bądź razie dzień, w którym postanowiłam podjąć leczenie. Przynajmniej spróbować, dowiedzieć się  na czym to będzie polegało, co będą ze mną robić i najważniejsze pytanie- czy wyzdrowieje?
Drżącą dłonią sięgnęłam do klamki i nacisnęłam ją, pod jej wpływem równie białe drzwi uchyliły się lekko. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu- nic się nie zmieniło od poprzedniej wizyty. Za jasno brązowym biurkiem siedział starszy pan w niebieskim kitlu, w czarno obramowanych okularach oraz słuchawkami przełożonymi przez szyję. W dłoni ściskał długopis, a przed nim leżał stos papierów oświetlonych małą lampką, które w skupieniu przeglądał.
-Dzień dobry Panie Smith- mruknęłam niepewnie.
-Ach, Panna Morrison. Witam, proszę usiąść.- na twarzy mężczyzny pojawił się uprzejmy uśmiech. Pozbierał papiery walające się po biurku i wraz z długopisem odłożył na bok. Poprawił okulary i ponownie obdarzył mnie miłym gestem.
-Panie doktorze chciałam… Chciałam rozpocząć leczenie… Znaczy najpierw prosiłabym o przedstawienie jakiegoś planu dotyczącego mojego powrotu do zdrowia.
-Ależ oczywiście…- i w taki właśnie prosty sposób przesiedziałam w gabinecie Pana Smitha ponad dwie bite godziny.
Opowiedział ze wszystkimi chyba szczegółami jak będzie wyglądał przebieg leczenia, pokazał kartę z wykazem leków, wizyt, badań, chemioterapii, która w późniejszym czasie dojdzie do moich codziennych obowiązków. Siedziałam i słuchałam doktora zapisując najważniejsze rzeczy dotyczące leków, a nawet diety zalecanej przez specjalistów przy białaczce. Lecz najgorszym faktem, który niemalże zwalił mnie z nóg to przeczep szpiku, a raczej cena za operację.
-Są trzy wątki dotyczące przeszczepu:
Przeszczep autogeniczny: 24000 funtów
Przeszczep allogeniczny od członka rodziny: 570000 funtów
Przeszczep allogeniczny od niespokrewnionego dawcy: 1320000 funtów
-Panie doktorze nie ma innego wyjścia?- spytałam drżącym głosem.
-Pani Morrison, są leki, które pomagają do pewnej chwili, a przeszczep daje 95 procent szans na powrót do zdrowia i normalnego życia.- przerwał spoglądając na mnie. Po moich policzkach spływały gorące łzy, a na jego wpłynął grymas współczucia.- Zawsze może Pani wziąć kredyt, poprosić o pomoc rodzinę, bliskich, zgłosić się do fundacji o pomoc… Mógłbym poradzić Pani, aby była Pani cierpliwa, wpisała się na listę oczekujących na przeszczep, wtedy operacja kosztuje połowę tych sum.
-A ile bym czekała?- podniosłam głowę ku górze i wbiłam pusty wzrok w siedzącego naprzeciw lekarza.

‘’Nadzieja matką głupich, ale nawet ona jest w życiu potrzebna. Chociażby po to, aby dawać złudne szczęście.’’

-Cóż… I tu następuje ta gorsza kwestia…
-Ile?!
-Do dwóch- trzech lat.

Nikt, przysięgam, że nikt kto tego nie doświadczył nie byłby w stanie zrozumieć mnie w tamtym momencie. Miałam wrażenie, że moje serce stanęło w miejscu, w głowie zawitała pustka, a ostatnie słowa lekarz odpijały się echem o ściany gabinetu. W tamtej chwili chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemie, uciec, wyjść i wtopić w tłum… Chciałam umrzeć już wtedy…
Całe życie stanęło mi przed oczami. Moje dzieciństwo, wspólne obiady z rodzicami, wspólne zabawy i pieczenie ciasteczek z mamą, nasze wyjazdy. Wypadek, ich pogrzeb, lata spędzone w domu, którym byłam nienawidzona…
Chciałam, aby ktoś zapalił światło i powiedział, że to był zły sen… Koszmar, ten jeden z najgorszych, ten przez którego nie można spać, który zrywa Cię w nocy zalaną potem, ze strachem w oczach i krzykiem na ustach.
Chciałam, aby ktoś powiedział, że to żart po czym kazałby mi się w głos roześmiać. Ale… To była prawda…

Chwyciłam w dłoń torebkę i automatycznie wstałam kierując się do wyjścia. Przy drzwiach przystanęłam, aby odwrócić się jeszcze i obrzucić doktora Smitha ostatnim spojrzeniem.

-Za dwa lata… Będę martwa, więc nie ma potrzeby się fatygować- rzuciłam krótko i zniknęłam za drzwiami. 

______________________________________________________________________________


Jestem tak cholernie szczęśliwa, że tyle osób zainteresowało się historią Ivette. Nie liczyłam na taki odzew. Dziękuje! ;)
W końcu dodaje trójeczkę. Jednak po wszelkich przeciwnościach mojego laptopa i po przebrnięciu przez pierwszy semestr w szkole, który był naprawdę trudny i wymagający dodaje! Jestem zarówno dumna z zakończonego dobrze półrocza jak i z tego co powstało w wordzie :D.
Mileahnne- och, nie tylko Ty zapominasz ;). I przyznam Ci się, że także w czytanych opowiadaniach z Tomem w roli głównej na miejsce bohaterki stawiam siebie :D. Sądzę, że w tym nie jesteśmy same. Tak, zdecydowanie Tom jest idealny. Był, jest i będzie <3 xD
Martie- dziękuje Ci za komentarze ;*. W momencie, gdy nie ujrzałam Twojego komentarza pod żadnym z postów, było mi trochę smutno... A tu taka niespodzianka- nadrobiłaś i dodatkowo pod każdym rozdziałem tyle miłych słów. Dziękuje Martie <3. Jesteś wspaniała. 
Alice Morrison- Kochanie mam zamiar dokończyć oba opowiadania. Ale jak mi to wyjdzie to dopiero się okażę :D. Ostatnio zrobiłam sobie dosyć długą przerwę, bo jednak nie wszystko układało mi się po mojej myśli... Ale jestem i dodaję. I mam nadzieję, że spodoba Ci się tak samo jak dwójka <3 ;*
Ella Braun- Liz skarbie chyba nie muszę pisać Ci, że Cię uwielbiam? Za wszystko :D. Niestety- ludzie to kanalie i zgadzam się z Tobą w stu procentach. Ale jeśli o Toma chodzi i o jego plany w stosunku do Ivy to jednak będziecie musieli jeszcze trochę poczekać na rozwinięcie owej ''zagadki'' ;* ;)
Dee- ile razy napisałam Ci już napisałam, że kocham Twoje komentarze? Bo ja już straciłam rachubę... Każdy jest tak samo świetny i tak samo dodaje energii, chęci do pisania. Czy Ivy akceptuje sytuację, w której się znalazła? No cóż... kwestia dyskusji. Ale masz rację- dużo ludzi na pozór szczęśliwych w samotności gryzie pięści z bólu. I ja także uwielbiam zapach kawy :D. Ale również uwielbiam ją pić. Nie będę się więcej rozpisywać bo napisze tu kolejną powieść xD. Dziękuje za wszystko ;*.
Gucia- nawet nie wiem co mam napisać... Dziękuje? Kocham Cię!? Za mało, aby wyrazić to co czułam po przeczytaniu Twojego komentarza... Mam tylko prośbę- zostań ze mną do końca <3.
Sylwia- czy to Tom czy nie to jednak zostawię to dla siebie na kilka kolejnych rozdziałów :D. Ale mam nadzieję, że ten powyżej przypadnie Ci do gustu ;).
Ka- za krótkie? A może od razu napisze książke i wyślę do Ciebie xDD? Jesteś jedną z najbardziej niecierpliwych czytelniczek :D. Uwielbiam Cię za to wiesz? Za te Twoje wymagania i Twoje zachcianki ;*.I nie- nie chce zabić Ivy! Ja nie chcę, ale co zrobi z nią choroba i czas to inna sprawa... A no i na pewno spotkają się z Tomem, ale kiedy... Czas pokaże ;).

8 komentarzy:

  1. O nie, nie, nie moja Panno! (Bo jesteś jeszcze panna, nie? oO xD) Nie będzie zwalania (zwalania, huehuehueh ];->) winy na chorobę! Dobrze wiemy, że to MY, autorzy tworzymy losy naszych bohaterów... ale ja wierzę, że Ty podobnie do mnie, wierzysz w szczęśliwe zakończenia... Bo wierzysz, prawda!?
    Czytając pamiętnikowe przemyślenia Ivy, mam wrażenie, że jednak ja zabiłaś ^^ ale to złe wrażenie! Jestem pewna, że złe!
    Miło, że zdecydowała się w końcu dowiedzieć czegoś o leczeniu.. ale te ceny! Mój Boże, ja myślałam, że ubezpieczenie coś takiego pokryje... chociaż w jakiejś części! Przecież to chore... Tom jej pomoże prawda? No ja myślę, że tego tak nie zostawi przecież! Głupio się pytam xd Wiadomo, że ja uratuje <3 Oddałby jej nawet... TY! Może on jej odda swojego szpiku!? Dobra, bo ja tu już tworzę swoje domysły... xd
    No i tak.. jestem niecierpliwa i mam swoje zachcianki, no ale.. Ktoś musi Cię tu gnębić xD
    Dużo weny! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. acha! Pisałam ten komentarz TRZY razy. TRZY. Bo za każdym razem wciskałam skrót na klawiaturze, który zamykał mi tę stronę i wszystko traciłam xd Tak muszę się pożalić, ukazując światu swoja głupotę :D <3

      Usuń
  2. Odcinek bardzo mi się podobał tak jak ten drugi haha xD Fajnie, że w końcu Madd co nie co dowiedziała się o swojej chorobie i poznała ceny leczenia ou wysokie dość :D
    Natomiast czekanie oj znowu postawiłas na długie czekanie a końcowy tekst głównej bohaterki chyba najbardziej mi się spodobał> Oby jej się udało. Pozdrawiam ;)

    Wiem, że komentarz ni składu ni ładu nie miał ale dziś chyba taki dzień xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto, to jest za krótkie, żebym mogła cokolwiek o tym powiedzieć :( Przykro mi z powodu choroby Iv, ale kurczę no - chcę już tutaj Toma :D Niech jej pomoże, tchnie w nią życie i pokaże jak smakuje szczęście <3 *jaromantycznadusza* Czekam na następne :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Poprzednie odcinki miałam okazję przeczytać w szkole w zeszłym tygodniu, ale zanim zabrałam się do komentowania dodałaś kolejny odcinek.
    Muszę przyznać, że bardzo zaciekawiła mnie twoja twórczość. Zawsze, kiedy coś czytam, chcę, żeby opowieść mnie wciągnęła, zaciekawiła i była naszpikowana emocjami. Twoje opowiadanie spełnia wszystkie te warunki, co czasem jest niezwykle trudne, bo jestem wybredna i zawsze coś musi mi nie pasować.
    W dzisiejszych czasach jesteśmy otoczeni z wszystkich stron banałem i głupotą. Ja tego nie chcę. Potrzebuję czegoś, co by mną wstrząsnęło, zatrzymało na chwilę i kazało coś przemyśleć. Ty to zrobiłaś. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znowu się spóźniam, cholera. A tak bardzo tego nienawidzę.
    Taki myk, u Iv wtorek i u mnie również wtorek, chyba jednak wybrałam ten dzień na czytanie Twojej twórczości podświadomie. Muszę Ci się przyznać, że narobiłaś mi ochoty na film z Leonardem DiCaprio w roli głównej, nieważne, że większość znam już na pamięć. Jego gra aktorska zawsze mnie zwala z nóg. Ale za bardzo zbaczam z tematu, już wracam na właściwie miejsce zdarzenia. Rozumiem powszechne zdenerwowanie Mad, ale człowiek to tylko człowiek i powinno się mieć choć trochę zrozumienia do sytuacji, w jakiej się dana osoba znalazła. Jeśli widzi się, że nie daje rady, to zwyczajnie daje się lżejszą część pracy lub odsyła do domu, czy też daje kilka dni urlopu. Ale w rzeczywistości nie ma tak łatwo, trzeba patrzeć pod nogi, bo można się o własne stopy potknąć. Niby ludzie dostrzegają w innych to, że potrzeba im chwili wytchnienia, lecz na siłę dają im jeszcze więcej roboty. Tego nigdy nie będę w stanie pojąć. Jak można być tak obojętnym wobec innych? Aż żal serce ściska, że jesteśmy tak nieczuli wobec innych, tacy... zatraceni i zadufani w sobie. Do tego cytat Linkin Park, chociaż nie słucham ich zbyt często, mam do nich wielki sentyment i podbili moje serce kilkoma piosenkami. Ivett wydaje mi się dokładnie taką samą osobą jak ja- na pozór udaje szczęśliwą i zadowoloną z życia, a tak naprawdę to pesymistyczna duszyczka, która nie do końca wie, gdzie powinna się podziać. Jest silna, to od razu po niej widać, ale nikt nie jest ze stali. Każdy w końcu kiedyś pęka, mam nadzieję, że otworzyła się w momencie, gdy do jej życia wkroczył ów właściciel brązowych tęczówek. Już na zawsze jej, lecz czy ona na zawsze jego? Leczenie zawsze ponosi za sobą koszty, wiem coś o tym. Chemioterapia nie zawsze jest w stanie zapewnić nam bezpieczeństwo, bo bez tego i tak w pewnym momencie przyjdzie nasz dzień. Więc jakby się tak dogłębniej zastanowić to tylko przydłuża nasze życie, nie daje szansy pewnego wyleczenia się z choroby, także popieram decyzję Iv. W stu procentach, chociaż mam wrażenie, że nie przemyślała ją z każdej możliwej strony. Właściwie podjęła ją chaotycznie, a takie wybory lubią do nas powracać w niezbyt dobrej postaci.
    Sama przestałam już liczyć, dlatego też nie musisz tego robić, naprawdę. Ja mam wrażenie, że ostatnio zgorszyłam się w treści swoich komentarzy, jak i w treści wszystkiego, co tworzę. Ja to jeszcze muszę się do kawy przekonać, długa podróż przede mną. Ale obiecujesz mi, że jak napiszesz tę kolejną powieść, to mi ją pokażesz, co nie? Błagam! Ja chcę wiedzieć wszystko.
    Dużo weny Ci życzę, obiecuję poprawę i z ogromną chęcią przeczytam, coś spod Twojej ręki. I nieważne, czy to będzie czwórka tutaj, czy szesnastka na pierwszym blogu.

    OdpowiedzUsuń
  6. wow... :o Wzruszyłam się... Pięknie piszesz. Wciąga niesamowicie... Przeczytałam wszystko za jednym zamachem i szkoda, że tak mało odcinków :P Chcę więcej! Opisujesz pięknie ich miłość, aż się łezka kręci w oku... Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie. Bardzo szczere i życiowe. Żal mi Iv... Ale takie jest prawdziwe życie, więcej pod górkę niż z górki. Ale myślę, że jest silna, czym więcej kopniaków w pupkę dostanie tym szybciej stanie na nogi. :) Jestem nastawiona optymistycznie :)
    Z chęcią przeczytam następne odcinki, dlatego życzę dużo weny!
    Pozdrawiam serdecznie :*
    www.nell-crazy-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam :) Chciałabym zaprosić Cię na 3 odcinek historii z NY :)
    http://nell-crazy-life.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że spodoba Ci się tak samo bardzo jak poprzednie :*
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń