sobota, 21 marca 2015

Kartka 005.





‘’ Another random night ,try to feel alive
I keep running on, away from the sun.’’~
Tokio Hotel.


Nic się nie zmieniało. Z dnia na dzień było gorzej, a nieszczęścia po kolei jak na złość spadały na moje barki. Powoli traciłam siły, w dosłownym sensie. Zaczęły się pierwsze objawy choroby. Poranne bóle, niemoc, gorączka, cieknąca ciurkiem krew z nosa, a nawet wymioty. Zaczęłam przyjmować leki, tabletki jadłam niemal garściami. Nawet nie wiesz jakim wyzwaniem było zaparzenie kawy rano…
Z początku byłam przerażona. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Dopiero doktor Smith mnie uświadomił, poinformował jakie dolegliwości mogą się pojawiać, spowodowane nie tylko samą chorobą, ale również przyjmowanymi lekami.
I wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że… Naprawdę zaczęłam umierać, że każdy dzień jest walką i z każdej chwili powinnam czerpać jak najwięcej radości.
Ale skoro mój organizm walczy to… chyba śmierć jest jeszcze daleko ode mnie?
Czy pozwoli mi dorosnąć, dojrzeć, ale tak naprawdę nie tylko fizycznie? Czy poczeka na pierwsze szczęście, pierwszą szaloną miłość? Na wszystko to co czekać mnie miało w życiu? Czy przyjdzie nie spodziewanie, szybko, bezboleśnie?

’’ Za dar­mo dos­ta­je się tyl­ko to, cze­go nikt in­ny nie chce. I śmierć. Śmierć też jest za darmo. ‘’~ J. Carroll.




~~*~~
Dzień jak każdy poprzedni zaczął się dla mnie o szóstej i nic nie wskazywało na jakiekolwiek błahe zmiany, a co dopiero na tragiczne.
Wyszłam z mieszkania na zatłoczone ulice Londynu, które z niechęcią powitało deszczowy październik i nadchodzącą dużymi krokami jesień. Tak, właśnie jesień. Minęło półtorej roku odkąd stwierdzono u mnie białaczkę szpikową. Minęło półtorej roku prób życia wciąż normalnie. I minęło półtorej roku odkąd...

…po raz pierwszy i ostatni widziałam Twoje oczy.

Kolejny poniedziałek, kolejny raz lecę na złamanie karku do pracy przeciskając się przez tłum ludzi, których z dnia na dzień jest coraz więcej na ulicach. Wbiegam do kawiarni przyklejając sztuczny uśmiech, zakładając maskę pozorów tylko po to, aby nikt nie pytał o coś co jest zbędne i co zastaję…? Posępną minę Mad i złość w jej oczach, która miesza się ze smutkiem co ewidentnie do niej nie pasuje. Poza tym Maddy nigdy nie bywa smutna, zawsze szczerze się uśmiecha, albo wrze ze wściekłości i nigdy nie unika mojego spojrzenia.
-Mad? Wszystko gra?- zagadnęłam ostrożnie siadając przy blacie. Nie odwróciła się, uparcie myła śnieżnobiały talerzyk, który w rzeczywistości był czystszy niż kiedykolwiek.
-Szef chce wiedzieć cię u siebie- mruknęła niewyraźnie.
Zmarszczyłam brwi, a usta zacisnęłam w cienką linię. Bez słowa ściągnęłam zwierzchnie okrycie odwieszając je na wieszak. Podążyłam miękkim, sprężystym krokiem w stronę gabinetu pracodawcy. Zapukałam cicho dwa razy, a gdy usłyszałam głośne ‘’Proszę’’, wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Od razu uderzył mnie smród wypalonych petów, zaduchu i odór jakby czegoś gnijącego. Wstrzymałam oddech, po czym uśmiechnęłam się uprzejmie nie dając po sobie poznać, że nie tylko ciężka atmosfera ciążąca nad kawiarnią jak czarne deszczowe chmury mnie męczy, ale również cały zaduch w klitce szefa i jego osoba działają mi na nerwy.
-Ach pani Morrison, proszę siadać…

I wtedy już wiedziałam, że moje życie może wpaść jeszcze na gorsze tory. Po minie i spojrzeniu Claira wywnioskowałam, iż najgorsze dni dopiero przede mną. Nie musiał nawet nic mówić, wystarczyło mi jego wymowne spojrzenie, które wręcz krzyczało ‘’Nie chcę Cię tu!’’
I już później mi się nie spieszyło… Już zaczęłam dostrzegać piękno tej paskudnej, ale jakże ukochanej przeze mnie jesieni. Zaczęłam dostrzegać jej ponure kolory, każdą chłodną kroplę deszczu, każdy liść, który próbował jak najdłużej utrzymać się na gałęzi, każde muśnięcie wiatru.
Ludzie biegli gdzieś w określone przez siebie kierunki, ktoś mnie szturchnął, ktoś dźgnął w bok, ktoś nadepnął. Nikt nie zwrócił uwagi, nikt nie pokwapił się, aby powiedzieć głupie ‘’Przepraszam’’, tylko jeden z całego tłumu…
- Entschuldigung.

Przystanęłam, czując jak po karku przechodzi mnie dreszcz, lecz nim zdążyłam się
odwrócić to postać zniknęła mi z pola widzenia, wtopiła się w tłum.

I choć wiedziałam, że to nierealne to byłam pewna, że ten głos należał do Ciebie… i, że jeszcze nieraz go usłyszę.


~~*~~

Leżałam szczelnie okryta puchową kołdrą patrząc tępo w sufit, na którym oczekiwałam chyba 
rozwiązań wszelki problemów. Zastanawiałam się co mam zrobić ze swoją marną egzystencją. 
Zostałam bez pracy, jeżeli nie zapłacę czynszu to wyrzucą mnie na ulicę, z każdym dniem umieram, 
a umrę jeszcze szybciej jeżeli braknie mi na leki i jedzenie. Czy może człowieka spotkać jeszcze gorszy
 los? Być może, ale dla mnie to był moment krytyczny, to był jak armagedon mojego małego, 
osobistego świata, który kreowałam sama przez wiele lat.
Przecież moje życie miało wyglądać inaczej… Miałam dom, rodzinne ciepło, rodziców, 
którzy kochali mnie ponad wszystko, po skończeniu szkoły średniej miałam iść na studia, szaleć,
 zakochiwać się, poznawać uroki i cierpienia dorosłego życia, które zbyt szybko wciągnęło mnie w
 swoją grę.
A dziś? Kim dziś jestem? Społecznym wyrzutkiem? Marginesem? Człowiekiem bez perspektyw?
 Człowiekiem, któremu odebrano wszystko w życiu razem z jego sensem? Nie mam prawda do życia? 
A kto i jakim prawem ma mi je odbierać? Każdą przyjemność, każdego napotkanego człowieka, 
każdy uśmiech, każdą chwilę? I dlaczego akurat mi?
Tyle pytań, sprzecznych emocji, a ja wciąż nie znajduję odpowiedzi, wciąż szukam rozwiązania.
 A gdy wydaje mi się, że już je złapałam to ono zawsze znajduje drogę ucieczki…
Moja komórka dała o sobie znać dziś pięć razy- trzy połączenia od Mad i dwa od Kat, która nie
 wiadomo skąd i z jakiej przyczyny do mnie dzwoniła. Oczywiste jest chyba to, że nie odebrałam ani
 jednego połączenia?
Przekręciłam się na prawy bok wtulając twarz w miękką poduszkę. Próbowałam odgrodzić od siebie
 wszystkie problemy, postawić między nimi, a sobą solidny mur, aby zasnąć i chyba mi się udało…


Wiem, że tyle rzeczy ukrywałam przed Tobą, choć Ty rozumiałeś mnie jak nikt inny. Ale nie gniewaj się Tom, bo… to taki paradoks- gdy jesteś cholernie szczęśliwy to odganiasz od siebie wszystko co złe, panicznie bojąc się, że wkroczy do twojego życia, jakże idealnego, jakże poukładanego. A ja po prostu byłam cholernie szczęśliwa mimo tego, że czułam jak z każdym dniem się wypalam.   To jednak potrafiłam wciąż się uśmiechać, walczyłam o siebie bo wiedziałam, że jesteś obok.
Ale tak jak życie bywa ulotne tak samo i szczęście. W jednej chwili sięgasz gwiazd, unosisz się  ponad wszystko, sięgasz bram nieba… po czym wszystko co budowałeś znika. I zostaje tylko pustka  i wiara na lepsze jutro.
Mi dziś została tylko pustka, a Tobie wiara…

~~*~~
3 tygodnie później.

Od dobrych kilkunastu dni szukam pracy. Biegam od ulicy do ulicy. Zwiedziłam już chyba wszelkie kawiarnie, sklepy, butiki, jadłodajnie i tym podobne miejsca w całym Londynie. Wszędzie podstawą było skierowanie na badania lub pytanie ‘’Czy choruje pani na przewlekłą lub ograniczającą wysiłek chorobę?’’ Więc rezygnowałam, bo cóż mogłam odpowiedzieć? ‘’Tak, pół roku temu stwierdzono u mnie białaczkę szpikową, ale fakt, że umieram nie stanowi problemu zatrudnienia mnie prawda?’’
Przez dobre cztery dni wyszukiwałam w internecie miejsca, w których potrzebują pracownika. Zrobiłam nawet sporą listę takich miejsc. Byłam pewna, że w którymś z nich w końcu mnie zatrudnią. Nie myliłam się. ‘’Sweet Dreams’’ było strzałem w dziesiątkę, tylko szkoda, że nazwa nie odzwierciedlała równie słodkości owego miejsca… Zacisnęłam zęby i twierdząc, że darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, przekroczyłam chodnik jednej z najbardziej obskurnych dzielnic- Whitechapel. Moje nowe miejsce pracy znajdowało się przy ulicy Flower and Dean Street, także miałam okazję przejścia się między uliczkami, na których rządzili alfonsi, narkomani i kulturalnie zwane ‘’Panie do towarzystwa’’. Niemalże z płaczem przyglądałam się brudnemu towarzystwu zastanawiając się co ja tu w ogóle robię oraz modląc się po cichu, aby nikt mnie nie zaczepił. Co prawda, udało mi się. Pierwsza próba zakończyła się pomyślnie, a stając pod Sweet Dreams odetchnęłam z ulgą. Lecz na samą myśl, iż będę musiała tędy przechodzić kilka razy w tygodniu i to dwa razy dziennie przyprawiała mnie o dreszcze i ból głowy.
-Dzień dobry?- mruknęłam wchodząc do środka. W pomieszczeniu było ciemno i cicho jak w grobowcu. Wstrzymałam oddech i miałam zamiar wyjść, gdy światła jupiterów mnie oślepiły.
-Przyszłaś się zatrudnić? Jesteś nowa, jak super!- czyjś ociekający słodkością i zarazem głupotą głos sprowadził moje myślenie na odpowiedni tor. Przetarłam bolące tęczówki i powędrowałam za dźwiękiem. Tuż obok mnie stała… Kobieta? Nie wiem jak mam ją nazwać, bo na kobietę nie wyglądała. Wróć, na porządną, znającą własne wartości kobietę. Zlustrowałam ją od czubka głowy, po same palce u stóp i z powrotem, mrugając przy tym z niedowierzaniem. Szczupła, wysoka blondynka z kilogramem podkładu na smukłej  twarzy, z podkreślonymi czarną, grubą linią zielonymi oczami i umalowanymi na krwistą czerwień, wydatnymi wargami, których mogła by jej pozazdrościć sama Angelina Joli. Ubrana była… Nie, nie, nie. Ona była praktycznie naga. Połyskujący na złoto stanik w kształcie małych trójkątów, który zasłaniał ledwie sutki tych ogromnych, napompowanych piersi i kuse majtki w tym samym kolorze raczej nie wliczają się do ubrań?
-Ym… Tak, chciałabym tu pracować jako kelnerka.- odparłam z niedowierzaniem.
-Lepiej uciekaj stąd póki masz szansę i wolną drogę. Nie właź w to gówno dziewczyno.- usłyszałam czyj kwaśny głos, ale nim się obróciłam ten ktoś wyszedł do innego pomieszczenia.
-Och, nie słuchaj jej. To Nikki ona lubi odstraszać nowych. Ja jestem Kimberly, ale mów mi Kim. Na pewno będzie nam się świetnie pracowało.- trzebiotała klaszcząc w wytipsowane dłonie.
-Uhm. Tak na pewno, ale… Gdzie znajdę szefa?


~~*~~
-Więc rozumiem, że zgadzasz się na pracę dla mnie?- usłyszałam kolejne pytanie z ust podstarzałego mężczyzny, który w tym clubie robił za co najmniej playboya.- Pamiętaj tylko, mój club nie jest jakimś gównianym clubem, gdzie przychodzą zabawić się małolaci. Od tego miejsca odstrasza tylko dzielnica i nieciekawe towarzystwo na niej, ale to co tu widzisz jest porządnym lokalem, cieszącym się uznaniem wielu bogaczy, którzy zostawiają tu tysiące.- skwitował odpalając wyciągnięte wcześniej kubańskie cygaro.
-Tak, oczywiście. Rozumiem i zgadzam się na wszystkie Pana warunki.- odparłam bez wahania. Mimo, że wcale nie uśmiechało mi się tu pracować, to jednak byłam zmuszona.- Ale jest jeden mały problem…- dodałam spuszczając głowę.- Od pół roku choruję na białaczkę szpikową.
Nastała cisza, której chyba najbardziej się obawiałam. Ja siedziałam tępo patrząc w czubki własnych butów, a ów playboy przyglądał się mi z naprawdę niespotykanym spokojem. Tak jakby wiadomość o mojej chorobie i o tym, że zatrudni umierającą osobę wcale go nie przeraziła. Wręcz przeciwnie, po dłużej chwili, która zdawała się być wiecznością roześmiał się chrapliwym i przepalonym głosem. Wstał, okrążył biurko po czym usiadł na jego skraju. Pomarszczoną dłonią pogładził mnie po policzku co sprawiło u mnie obrzydzenie, lecz starałam się tego nie okazywać. Uniósł w palcach mój podbródek i uśmiechnął się.
-Nie interesuje mnie co się z tobą dzieje. Ty masz tylko być miła, seksowna i ładna, przy czym masz usatysfakcjonować moich klientów rozumiesz króliczku? Niczego więcej od ciebie nie oczekuje. A teraz możesz wyjść, widzimy się jutro o 19.


Sweet Dreams miał być kolejnym nowym rozdziałem, którym miałam zamiar zamknąć z powodzeniem. Och, jak bardzo się myliłam…
Cóż mogę Ci teraz napisać? Że jest mi wstyd? Jest, po co mam ukrywać prawdę? Po co kłamać? Przecież dobrze wiesz jaki obowiązek spadł na mnie, gdy podejmowałam tam pracę. Gdybym wiedziała o tym wcześniej, wolałabym zdechnąć na ulicy…
Ale to doświadczenie wcale nie było czymś do końca niedoskonałym. Bo dobrze oboje wiemy co się tam zdarzyło. I nie musimy o tym wspominać Tom. Spotkaliśmy się w przykrej sytuacji dwa razy, i w obu było mi cholernie wstyd. Do dziś dnia żałuję, że musiałeś mnie tam oglądać, że musiałeś patrzeć jak staczam się na dno, tylko po to, aby odbić się z powrotem na powierzchnie.
Ludzie popełniają błędy, to normalne. Robią je i uczą się na nich. Żaden wstyd. Wstyd następuje wtedy, gdy mimo wiedzy i doświadczenia popełniasz te błędy po raz kolejny, i kolejny, i znów… Powielasz je, aż do śmierci. A ja starałam się ich unikać, mimo że tak samo jak problemy, moje błędy wracały. Lecz najpiękniejsze jest to, że posiadam wady, popełniam non stop te same błędy, a Ty wciąż mnie kochasz. Bo kochasz prawda? Prawdziwie, bezgranicznie, szalenie? Zawsze to powtarzasz.
Przede mną był kolejny trudny etap. Musiałam stawić czoła przeciwnością losu, który uwielbiał stroić sobie żarty. Każdego poranka wstawałam, robiłam kawę, ubierałam się, malowałam choć każda normalna czynność stawała się z dnia na dzień coraz trudniejsza. Bywały dni, gdy nie miałam siły unieść nawet kartonu mleka, a na 19 miałam się stawić w pracy, gdzie czekała mnie noc pełna nieskończonych wrażeń.
Wszystko doprowadzało mnie do szału, rozpaczy, byłam w totalnej rozsypce. Dodatkowo robiłam coś wbrew własnym zasadom. Ja, dobrze wychowana z dobrego domu, z aspiracjami dziewczyna poszłam w świat obrzydliwe bogatych facetów szukających szczęścia w półnagich tyłkach, których właścicielki przynosiły mocne, drogie drinki. Faceci, którzy sądząc, że za pieniądze mogą wszystko, kupią cały świat, każdą z nas w tym clubie, każdy nasz uśmiech, każdy dotyk. Sądzili, że za pieniądze mogą wkraść się między nas, a nasze majtki. Pozwalali sobie na wszystko- głupie podteksty, niemoralne propozycje, obrzydzające dotyki, nawet na macanie nas po tyłkach i półnagich piersiach. Nawet nie wiesz ile razy miałam ochotę odwrócić się i wymierzyć jednemu z nich siarczysty policzek, ale zaciskałam zęby, powstrzymywałam łzy i z głupim uśmiechem szłam dalej.
Każdego dnia wchodziłam do kościoła, aby się wyspowiadać choć tak naprawdę nie wszystko było moją winą. To Bóg postawił mnie na tej krętej drodze, a ja musiałam dawać sobie radę, znaleźć odpowiednie miejsce, odpowiednich ludzi i wyjść z tego labiryntu.

‘’Życie pisze różne scenariusze, a ludzie nie mając na to żadnego wpływu, czekają na lepsze lub gorsze jutro.’’

___________________________________________________________________
Wróciłam znów… Po ponad miesięcznej przerwie, z której wcale nie jestem zadowolona. Ale moja wena i zarówno czas wolny lubią sobie żartować i często zmawiają się razem przeciwko mnie…
Ale cieszę się, że jestem tu z powrotem. I z miłą chęcią przedstawiłam Wam rozdział 5. Jak zauważyliście zwykłe ‘’005.’’ Zamieniło się na, ‘’Kartka 005.’’ Spowodowane jest to tym, iż doszłam do wniosku, że to co Wam ujawniam ma bardziej formę prywatnego, życiowego pamiętnika Ivette. Liczę, że piątka przypadnie Wam do gustu, bardziej niż rozdział 17 na waited- for- rain. Pozdrawiam ;) ;*

Unnecessary- po części się z Tobą zgadzam. Nie wszystko było w poprzednim rozdziale świetne, zabrakło tej wspomnianej przez Ciebie iskry. Mam nadzieję, że tu ją znajdziesz, naprawdę postarałam się pisząc kolejną kartkę z życiowego pamiętnika Ivette. Również pozdrawiam ;).
Martie- wszelkie pochwały dotyczące szablonu proszę kierować do Guci ;). Owszem poprzedni rozdział nie zachwycał specjalnie, ale i takie muszą czasem się tu pojawić, choć naprawdę próbuje tego unikać. Buziaki <3
Ka- tak, każdemu się zdarza, mi na przykład często brakuje słów, żeby cokolwiek napisać pod rozdziałem ;/. I nie pociesze Cię zbytnio, ta historia po części jest smutna i tak jak wspominałaś bodajże przy pierwszym rozdziale- często będziecie płakać. Chociaż w sumie… to zależy od osoby :D. Tom pojawi się w odpowiednim momencie, gwarantuje Ci to. I sądzę, że nawet niedługo ten moment nastąpi ;). Natomiast między bliźniakami się ułoży, w swoim czasie ;p.
Sylwia- rozumiem Twoje opóźnienie wobec mojej twórczości. Ja również ostatnio nie mam jakość specjalnie nadmiaru czasu ;//. Rozumiem, że jesteście ciekawe co z zespołem, z bliźniakami, z dalszym losem Ivy, ale bądźcie trochę cierpliwe! :D. Przecież nie mogę napisać wszystkiego za jednym zamachem. Buziaki ;**
Milliane Nell- czy Iv powinna otworzyć się na świat? Jest w trudnej sytuacji. Umiera, nie ma bliskich, wujostwo ma ją głęboko w poważaniu, także ciężko jest być nieskończenie radosnym. Mimo, że ona naprawdę się stara dostrzegać i cieszy się z najmniejszych rzeczy. I dziękuje za korektę o nieszczęsnej ‘’muzyce’’ :D. Tak to jest, gdy sprawdza się błędy w środku nocy.
Alice- Kochana co mogę napisać…? Każdy Twój komentarz daje mi taką radość, że nawet teraz- po ponad miesiącu nie mam zielonego pojęcia jak mam wyrazić swoją wdzięczność… Dziękuje <3! Choć to i tak za mało ;)).
Mileahnne- a widzisz, jednak nawet bliźniacy Kaulitz kłócą się, a ich kłótnie mają niemiłe konsekwencje :D.
Dee- tak jak wspomniałam Tom pojawi się w odpowiednim czasie ;). Przeplatające się uwagi to tak jakby… hmm. Wpisy Ivette z pamiętnika, które będą miały znaczenie w być może drugiej części tej historii, o ile w ogóle ją stworzę :D. Linkin Park najczęściej towarzyszy mi przy pisaniu także, stąd częste cytaty. Może niekoniecznie tu, ale na WFR ;). Dziękuje Ci przeogromnie za tak cudowny komentarz, na który zawsze najbardziej czekam. Jesteś cudowna! Buziaki <3

10 komentarzy:

  1. To jest coś :3 Przeczytałam wszystko na raz i po prostu zakochałam się w tym opowiadaniu!
    Ciekawi mnie dalszy ciąg historii Ivy i mam nadzieję, że gdzieś spotka jeszcze Toma <3
    A ten szablon jest po prostu cudny i ja też taki chce no!

    Przepraszam, że tak krótko ale brakuje mi dzisiaj weny

    Całuję! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pozwolę sobie na małą prywatę :) jeśli chcesz szablon to nic prostszego, napisz, a na pewno jakoś się dogadamy :)

      Usuń
  2. Nie potrafię napisać tego w jaki świat mnie przeniosłaś czytając ten rozdział ! Coś mi się wydaję, że ten mężczyzna co wpadł na Iv to nasz kochany Tomi i oby tak było <3 Szczerze ? To żal mi dziewczyny, straciła pracę, musiała szukać nowej ale znalazła w końcu coś może i niezbyt ciekawego ale na leki zawsze będzie ;)
    Oby jej się udało, wierze w nią mocno ! ;)

    A swoją wdzięczność możesz wyrazić jedynie pisząc tak wspaniałe opowiadania jak dotychczas i nie dziękuj tyle ;p Buźka ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tu jest ta iskra, choć mam jakieś podskórne przeczucie, że potrafisz więcej. Ale może się rozkręcisz.
    Roztaczasz tutaj trudny obraz zrozpaczonej dziewczyny, która znalazła się na naprawdę ciężkiej ścieżce pełnej kamieni i pagórków. Nie wiem, co zrobiłabym na jej miejscu (i mam nadzieję, że nigdy się ntego nie dowiem), ale wydaje mi się, że załamałabym się kompletnie, leżała bez ruchu czekając na cud. Ale cuda się nie zdarzają i twoja bohaterka doskonale o tym wie.
    Ściskam mocno i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem i tutaj, przeczytałam już godzinę temu, ale nie mogłam od razu skomentować. Niemniej jednak, lepiej późno niż wcale.
    Dzień, jak dzień. Iv zaczyna wpadać w pewnego rodzaju rutynę, codziennie te same czynności, codziennie ta sama kawa, ta sama droga do kawy, te same myśli. Nic się nie zmienia, to już przeszło w nawyk. Choroba daje o sobie znać, ale to nie powód, by się bać, by zamknąć się w swoich czterech ścianach i czekać na Mrocznego Kosiarza. Nie, nie, nie i jeszcze raz kategorycznie mówię nie! Organizm walczy, skoro on jeszcze wierzy, my też powinniśmy uwierzyć, pomagać mu się zrehabilitować, dać sygnał, że nie jest w tej walce sam. Mózg ma naprawdę wiele do zrobienia, nic się nie stanie, jak pomożemy mu w choć jednej czynności, która może być tak znacząca dla naszego zdrowia. Ivette umiera, pogodziła się z tym, ale tak nie do końca jest w stanie zrozumieć ten proces, nie do końca wie, jak to będzie dalej przebiegać. Nie wie, czego powinna się spodziewać, żyje w niewiedzy, a ciągle przytłaczający stres nie ułatwia jej zrozumienia. Teraz jest mi przykro... Choroba wyniszcza nas zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jesteśmy coraz słabsi, robimy coraz mniej, przestajemy mieć na cokolwiek ochotę. Po prostu przewijamy się w tłumie ludzi, nic nie znacząc, uciekając od reali życia. Egzystujemy, bo inaczej nie da się tego nazwać. Czasami zastanawia mnie, jak bardzo ludzie mogą być bezduszni, by zwolnić osobę chorą w potrzebie? Rozumiem, że są obowiązki, reguły, można bać się konsekwencji, ale ona potrzebowała pracy. Nie jestem zła na szefa kawiarnia, jest mi go tylko cholernie żal. Zapoczątkował cykl, który nie powinien nigdy się rozpocząć. Na miejscu Mad starałabym się pomóc Iv, zrobić cokolwiek, zainteresować się przez chwilę swoją koleżanką. A ludzi bezinteresownych już nie ma, teraz liczy się tylko czubek własnego nosa, nic poza nim człowiek nie potrafi dostrzec. Nikt nie chce zatrudnić osoby chorej, w Anglii, aż się normalnie we mnie gotuje. Nikt? Naprawdę? Musiała zejść na taki poziom, by w końcu ktoś ją przygarnął pod swe skrzydła? Choć słowo "przygarnął" nie jest tutaj dość dobrym określeniem. Boli mnie to, że dopiero w tym "klubie" znalazła źródło dochodu. Przychodzą tam ludzie, którym brakuje czegoś w życiu, lubią krótkie przygody, świetnie i ekstrawaganckie widoki, a co za tym idzie, lubują się w mocnym alkoholu. Ive mogła posłuchać się Nikki i nie zostawać tam na dłużej. Kim wydaje się być miła, jak na nadmuchiwaną lalkę przystało. Obrzydliwych ludzi nigdy nie zdołam tolerować, brzydzę się nimi, jak tak można wykorzystywać młodych ludzi? Sprzedawać ich w własnym lokalu? Trafiła pod niewłaściwe drzwi; alkohol, narkotyki, zabawa, seks, nagość, taniec - to wszystko w jednym miejscu daje mieszankę wybuchową. Musiała tam pracować, nie wiem, jak bardzo odcisnęło się to na jej psychice, ale to doświadczenie będzie ją prześladować już do końca życia. Takich chwil, trudnych, się nie zapomina. Na ulicy spotkała Toma, jedyną osobę, która ją przeprosiła i to po niemiecku(!). Skoro Tom jest w Londynie, to gdzie podziewa się jego młodszy brat? A Tom tam był, Sweet Dreams, patrzył na to wszystko. Nie chciał tego zmienić? Jestem pewna, że nie uśmiechało mu się patrzeć na to wszystko, nie siedział bezczynnie, prawda? Miał swój cel w tamtym miejscu, miał swój czas. Ludzie zdarzają się sobie, a Tom zdarzył się Ivette, zupełnie przypadkiem, zrządzenie losu, tak po prostu ma już być. Popełniamy błędy, ale na nich się uczymy najwięcej, dowiadujemy się, czego winniśmy unikać, przed czym uciekać, a czego się nie bać i przeć przed siebie na pełnych obrotach. Ive się po prostu trochę pogubiła, zboczyła ze ścieżki, gubiąc się w środku lasu, gdy zaczynał zapadać zmierz. To była najdłuższa i najchłodniejsza noc jej życia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znowu się nie zmieściłam w jednym:
    Spowiedź, ileż to ja w ogóle w kościele nie byłam, aż wstyd się przyznać. Widać, żałuje swojego wyboru, ale teraz tak łatwo stamtąd nie odejdzie, nie pozwolą jej.
    Mam nadzieję, że ten odpowiedni czas będzie już niedługo. Drugiej części tej historii? O kurczę, teraz to narobiłaś mi na nią chętki, i nie ma "o ile", Ty po prostu ją stworzysz w odpowiednim czasie. I już. Do Linkin Park mam sentyment, to właśnie "Castle Of Glass" pomogła mi w trudnych chwilach, a "Final Masquerade" podbiło moje serce pierwszymi dźwiękami. Wcale nie jestem cudowna, wiele mi do takiej osoby, po prostu daje od siebie to, czego nie dostaję od innych.
    Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj!
    Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Award. Więcej informacji na ten temat znajdziesz u mnie: http://the-last-chance-story.blogspot.com/2015/04/liebster-award_9.html

    A tymczasem pędzę nadrabiać! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam mieszane uczucia. Jestem chyba bardzo zasadnicza osoba, bo często argumenty typu: nie miałam wyjścia, do mnie nie przemawiają. Może naiwnie, ale wierzę uparcie, że z każdej sytuacji jest wyjście i gdyby Iv się bardziej postarała znalazłaby godniejsza swojej uwagi pracę albo chociażby uzyskałaby od kogoś po prostu pomoc. No, ale... lubimy wybierać drogę na skróty, prawda? Mimo wszystko wciąż trzymam za nią kciuki.
    Jeden błąd rzucił mi się w oczy, napisałaś " wbrew własnym zasada" a chyba chodziło Ci o liczbę mnoga, więc powinno być "wbrew własnym zasadom" ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj. Otrzymałaś/eś nominację do nagrody Liebster Award. Więcej informacji znajdziesz:
    http://365-dni-grzechu.blogspot.com/2015/04/dziekuje-za-nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej :) również powróciłam. Odcinek jak zwykle nie ziemski. Nie szczęścia idą parami niestety, jak jedno się wali, drugie też. Choć wiem, że musi być źle, żeby potem było dobrze :) Szkoda, że znalazła pracę akurat w takim przytłaczającym klubie. No ale cóż, każda jedna praca jest lepsza od jej braku. :) No nic, lecę czytać następny odcinek :)
    A co do Twojej odpowiedzi to rozumiem, że jest sama, że się pogubiła trochę itp. Jednak nadal uważam, że wyjście do ludzi, porozmawianie z kimś normalnym i godnym zaufania sprawiłoby, że się lepiej poczuje :)
    ahh i dopatrzyłam się znowu małych błędów, ale i tak nie zmienia to, że sama treść odcinka jest zachwycająca.
    Pozdrawiam :)
    i zapraszam do siebie www.nell-crazy-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń