‘’Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś
etap w życiu. Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż
to konieczne, tracimy radość i sens tego co przed nami.’’ ~
Paulo Coelho.
Hotel ‘’The
Savoy’’, najdroższy w stolicy Wielkiej Brytanii. Szóste piętro, pokój numer
158, prywatny apartament, wykupiony na nazwisko Kaulitz. A w nim siedziała
okryta kocem na tarasie z kubkiem wystygniętego kakao drobna brunetka. Patrząca
tępo w gwiaździste niebo, które zachwycało swoim pięknem, zaschnięte łzy
odznaczały się na jej policzkach, lekki wiatr rozwiewał ciemne pukle włosów, a
ona wsłuchiwała się w jego magiczny rytm pomieszany z nocnym życiem w mieście.
Siedziała tam,
przegrana, samotna, brudna życiowo, bez prawa do szczęścia. Dławiła się bólem,
rozrywana przez strach. Nie płakała. Już nie mogła… Nie potrafiła.
I po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że
tak naprawdę nic tu nie znaczę. Jestem tylko nic nie znaczącym człowiekiem,
który powinien odegrać swoją rolę i usunąć się w cień. Pozwolić, aby inni
odgrywali ważniejsze. Powierzyć życiowy teatr, odejść. Umierać w samotności.
Zrozumiałam, że życie jest jak zabroniony
owoc. Cudowny, smaczny, ale grzeszny. Im bardziej człowiek się w niego wgryza tym
bardziej ono go niszczy. Ale przecież każdy z nas ma wybór, każdy z nas sam
decyduje jak jego egzystencja będzie wyglądała. Decyduje czy dogoni marzenia,
czy uparcie będzie chwytał figlarne szczęście, czy pozwoli zakraść się miłości
i ile błędów popełni. Całe nasze życie zależy od nas samych. Bo tylko my je
przeżyjemy, nikt nie zrobi tego za nas. Sami decydujemy o tym czy w tym całym
chaosie pozostaniemy normalni, czy też ulegniemy wariaci.
Człowiek w swoich dłoniach ma taką
władzę, że decyduje o własnej śmierci, którą niesie z każdym dniem. Balansuje
na linii życia i śmierci. Dlatego rzeczą niezrozumiałą jest to, iż ktoś może
decydować za nas. Decydować o naszym wyglądzie, zachowaniu, szczęściu. Może
zniszczyć nas od środka, poniżyć, odebrać zdrowy rozsądek. Może dać nam
najpiękniejsze chwile, ale także wcisnąć nam w dłonie strach, ból i z perfidnym
uśmiechem pozbawić nas ostatniego oddechu.
Świat nie jest zły. To my, ludzie siejemy
na nim zagładę. Biegniemy przez życie nie zważając uwagi na najdrobniejsze rzeczy, a ono nieświadomie przecieka nam
przez palce. A gdy nastąpi chwila opamiętania jest już za późno na zmiany. Za
późno, aby udowodnić jak dobrymi ludźmi jesteśmy, za późno na naprawę błędów,
na przeprosiny, na spełnienie pozostałych marzeń, na zrobienie rzeczy, których
przecież tyle jeszcze zostało. Za późno na życie, bo w oczach gości śmierć, a
płomień w nas samych zaczyna przygaszać…
‘’I have my freedom but I don't have much time
Faith has been broken and ears must be cried
Let's do some living, after we die...’’ ~~ The Sundays- Wild Horses
Faith has been broken and ears must be cried
Let's do some living, after we die...’’ ~~ The Sundays- Wild Horses
~~*~~
Przycisnęłam
policzek do miękkiej poduszki, a do moich nozdrzy wdarł się zapach mocnych,
męskich perfum. Otworzyłam leniwie jedną powiekę, aby rozejrzeć się wokół. Kakaowe
ściany i zasłonięte rolety sprawiały, że czułam się jak w klitce, a duchota
przeszywała moje płuca. Dodatkowa mocna woń wody po goleniu powodowała u mnie
zawroty głowy. Eleganckie meble ustawione tuż pod ścianą z drzwiami były
pokryte warstwą kurzu, podobnie jak zawalone papierami biurko stojące przy
oknie i szafeczka nocna, którą przyozdabiał elektroniczny czarny zegarek. Po
panelowej podłodze porozwalane puszki po napojach energetyzujących, pudełka po
jakieś chińszczyźnie, zgniecione białe kartki, torebeczki foliowe różnych
rozmiarów, a także banknoty o różnych nominałach. Z ogromnej szafy stojące na
wprost łóżka wywalała się część ciuchów, gdyż kolejna część walała się po
pokoju lub została niedbale rzucona w kąt.
Odchyliłam
kołdrę i prostując zastane stawy usiadłam na skraju dużego łóżka. Związałam
włosy w luźny kucyk czerwoną gumką, którą zawsze nosiłam na nadgarstku i powoli
ruszyłam do drzwi. W mieszkaniu, a raczej ogromnym apartamentowcu powitała mnie
cisza. Zmarszczyłam brwi nasłuchując jakiegokolwiek znaku obecności Kaulitz’ a.
Usiadłam na jednym z kilku krzeseł przy blacie w kuchni przypominającym ladę w
clubach. Pomieszczenie zdecydowanie różniło się od sypialni gitarzysty. Kuchnia
połączona z salonem pomalowana na jasny pomarańcz, podłoga była wyłożona białymi,
marmurowymi płytkami, a sufit wysadzany halogenami. Duże, przestronne, dobrze
udekorowane z ciekawym widokiem zza tarasowym oknem, przez które wpadało
świeże, wieczorne powietrze. Ciemnowiśniowe
nowoczesne meble, duża lodówka wmontowana w ścianę, kominek, a obok mały barek z alkoholem. Miło,
bezpiecznie i przytulnie. A już po widoku w sypialni byłam gotowa zarzucić
Kaulitz’owi brak jakiegokolwiek gustu i smaku.
Szczęk zamka
wyrwał mnie z zamyśleń. Klamka się ugięła, a drzwi zaskrzypiały po czym do
pomieszczenie wszedł Kaulitz z reklamówką w jednej dłoni, a w drugiej trzymał
smycz z cudownym wyżłem niemieckim. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy pies podszedł
do mnie najpierw nieufnie wąchając moją dłoń, a później liżąc.
-Któż to wstał?-
zagadnął ściągając buty.- Spałaś tak długo, że zastanawiałem się czy cię nie
obudzić.- dodał stawiając zakupy na ladzie i wypakowując je.
-Tak długo to
znaczy ile?- spytałam poprawiając się na krześle.
-Pół wieczora i
cały dzień.- odparł chowając jogurty wraz z owocami do lodówki.- Jesteś głodna?
Może kawy chcesz?
-Herbatę. I rzeczywiście
chętnie bym coś zjadła.- skwitowałam z przekąsem czując, jak mój żołądek zwija
się z głodu.
-Raczej nic
konkretnego nie ugotuje, ale… co powiesz na tosty? Tylko nie wiem, który chleb
lubisz. Tostowy czy może być zwykł?- spojrzałam na niego jak na idiotę, który
stoi z dwoma bochenkami chleba i zastanawia się, który będzie lepszy. I robi to
z taką determinacją, jak gdyby to była najważniejsza rzecz jaką przyszło mu do
tej pory zrobić.- No co? Nie umiem gotować, ale robię świetne kanapki.- dodał unosząc
seksownie kącik ust.
-Pomogę ci.-
powiedziałam biorąc pomidory.
-Tylko je umyj.-
usłyszałam. Pokręciłam z dezaprobatą głową i wykonałam polecenie Kaulitz’a.
-Swoją drogą,
mogę wiedzieć jak znalazłam się w twoim łóżku?- spytałam układając mokre warzywa
na papierowym ręczniku. Uniosłam brew ku górze, gdy wzrokiem nie znalazłam
gitarzysty.- Tom?
-Zasnęłaś na
tarasie, okryta po sam czubek nosa kocem. Nie miałem serca cię tak zostawić,
więc uznałem, że moja sypialnia będzie ci odpowiadać.- stwierdził pewnie mężczyzna
wchodząc do salonu jak gdyby nigdy nic w bokserkach.- Widziałaś gdzieś może
moje dresy. Takie szare ze znaczkiem reebok’a?
- Może na tej
stercie ubrań w pokoju?- rzuciłam sarkastycznie odwracając się plecami.-
Mógłbyś tam posprzątać trochę.- mruknęłam zastanawiając się czy ten człowiek
jest, aby na pewno normalny.
~~*~~
Przygotowane
tosty zjedliśmy w ciszy przy stole stojącym blisko okien tarasowych. Kaulitz co
jakiś czas mi się przyglądał tym samym jeszcze bardziej mnie krępując. Chciałam
jak najszybciej zjeść i odejść do stołu.
- Powiedz mi Ivy
co taka dziewczyna jak ty robiła w taki miejscu jak ‘’SweetDreams’’?- przystanęłam w półkroku w dłoniach trzymając
pusty talerz i kubek po herbacie. Przymknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech
układając sobie odpowiedź w myślach oraz starając się, aby mój ton głosu
wydawał się realistyczny.
-Problemy
finansowe. Nie każdy zarabia miliony jak ty.- skwitowałam oschle licząc, iż
Kaulitz nie podejmie dalszej rozmowy.
-Nie pasowałaś
tam. Jesteś za delikatna.- stwierdził nalewając do kryształowej szklaneczki
whisky z braku przy kominku.- Kobieca, delikatna, krucha kobieta, którą życie
nie oszczędziło.
-Tak sądzisz?-
zapytałam opierając się o blat lady.
-Ja to wiem
kochanie. Twoje zdrowie.- uśmiechnął się i uniósł szklankę ku górze, po czym
jednym tchem wypił jej zawartość.
-A może to tylko
pozory?- mruknęłam podchodząc bliżej gitarzysty. Stanęłam naprzeciw niego
odważnie patrząc w brązowe tęczówki.- Może w rzeczywistości jestem zimną,
wyrachowaną suką, a ty dałeś się nabrać na małą, niewinną Ivy?- widziałam jak
mruży oczy, zaciska i rozluźnia żuchwę po czym na jego usta wkracza cwany
uśmiech.
-Próbujesz
oszukać mnie czy siebie? Tylko zdesperowany człowiek jest gotów skoczyć z mostu
do Tamizy. A ty właśnie taka byłaś tamtej nocy. Strach przeszywał cię od
środka, kontrolował każdy twój ruch. Widziałem to, nie okłamiesz mnie Ivette.
Twoje oczy krzyczały do mnie, abym ci pomógł, w momencie gdy ty próbowałaś
uciec od problemów.
-Nic o mnie nie
wiesz, wiec nie masz prawa mnie oceniać.- syknęłam wbijając paznokieć w jego
tors.
-Wiem więcej niż
ci się wydaje. Myślisz, że nigdy nie poznałem takich ludzi jak ty? Tchórzów,
którzy bali się własnego cienia? Wiesz jak skończyli? Każdy z nich, wiesz?-
chwycił mój nadgarstek i przyciągnął do siebie.- Każdy z nich zdechł
pozostawiając po sobie tylko smród. Nędzne podróbki ludzi, którzy stoczyli się
na samo dno nie mając możliwości wypłynięcia.
-Nie jestem…
cicho bądź, zamknij się Kaulitz! Nie jestem tchórzem.
-To walcz o
siebie Ivy! Bądź panią własnego życia, a nie jego cieniem.- szepnął ocierając
pojedynczo spływające po moich policzkach łzy.- Uwierz w siebie. Pomogę stanąć
ci na nogi, ale musisz tego chcieć. Chcieć mojej pomocy.
-Dlaczego?
Dlaczego ktoś taki jak ty chce mi pomóc?- pozwoliłam, aby zamknął mnie w swoich
silnych ramionach.
-Zbyt dużo złych
rzeczy zrobiłem w życiu i zbyt wiele razy upadłem, by móc patrzeć na twój
upadek.
‘’I thought I kept you safe and sound
I thought I made you strong
But something made me realize
That I was wrong’’~~ Linkin Park- Until It’s Gone
I thought I made you strong
But something made me realize
That I was wrong’’~~ Linkin Park- Until It’s Gone
Zawsze wiedziałam, że jesteś dobrym
człowiekiem. Upartym jak osioł, twardo dążącym do celu, wyciągającym dłoń po to
co twoje. Wiedziałam też, że masz ciężki charakter, jesteś indywidualistą,
często izolowałeś się, lubiłeś być sam w swojej doskonałości. Aż w końcu
pojawiłam się ja i zburzyłam wszelkie mury, za którymi wciąż tkwił ten sam piętnastoletni
Tom. Mimo pozorów jakie stwarzałeś wokół siebie ja i tak wiedziałam jaki jesteś
naprawdę. Tylko ja to wiedziałam, bo tylko mi pozwoliłeś wejść do swojego
osobistego świata.
Ale nigdy nie zauważyłam, żeby coś złego
się z tobą działo. Zachowywałeś się jak zawsze. Wesoły, uśmiechnięty,
trzymający gadkę na każdy moment, choć czasem porywczy w słowach i
nieprzewidywalny. Lecz od pierwszego dnia, gdy zagościłam w twoim azylu,
zaczęłam dzielić z tobą każdy kąt zaczęłam zauważać zmiany. Zmieniałeś się
codziennie, każdego dnia. Nasze stosunki się ochłodziły. Zacząłeś mnie omijać,
nie przytulałeś mnie już, nie budziłeś mnie uśmiechem, nawet na mnie nie
patrzyłeś. Wychodziłeś wieczorami i wieczorami wracałeś. Stałeś się
niedostępny, nie potrafiłam dotrzeć do Ciebie. Stawiałam na problemy osobiste,
nie wtrącałam się bo przecież nie powinno mnie to interesować. Ale gdy któregoś
dnia wstałeś z łóżka i wyglądałeś jak wrak człowieka zaczęłam się martwić o
Ciebie. Podkrążone oczy, wychudzone ciało, zapadnięte kości policzkowe.
Gdybym tylko wiedziała… Do dziś biję się
w pierś, że nie zareagowałam wcześniej.
~~*~~
Zegar wybił
dwunastą, gdy z barku wyciągałam kolejną butelkę cholernie drogiej whisky. W
salonie panował przyjemny półmrok, tylko kilka halogenów umieszczonych bliżej
kuchennych mebli dawało minimalny blask, a z radia wydobywała się cicha muzyka.
Kaulitz siedział na białym puchowym dywanie, opierając się o krawędź skórzanej
kanapy. W prawej dłoni trzymał pustą szklankę i z uwagą lustrował każdy mój
najmniejszy ruch.
-Chyba polubię cię
w swoich koszulkach.- mruknął uśmiechając się łobuzersko. Zaśmiałam się cicho
podchodząc chwiejnym krokiem i siadając obok niego. Ustawiłam przed sobą nasze
szklaneczki i napełniłam je piekącym gardło trunkiem.
-Za nas.-
uniosłam swój kryształ ku górze.
-Za nas.-
powtórzył gitarzysta stukając szkłem.
-Mmm. Opowiedz
mi coś osobie.- zagadnęłam ocierając usta i przenosząc ciekawe spojrzenie na
Tom’a.
-A co byś
chciała wiedzieć?- spytał opierając łokieć o zgięte kolano.
-Coś… coś
wyjątkowego, coś o czym nikt nie wie.- stwierdziłam upijając kolejny łyk. –
Powiedz mi jaki jest prawdziwy Tom Kaulitz.- dodałam.
-Jaki jest Tom
Kaulitz? Jest zakochanym w sobie dupkiem, dbającym o własne dobro. Zwykłym
chłopakiem z gitarą w ręku, który zgubił się w drodze między normalnością, a
szumem i skurwysyństwem zwanym show-biznesem i postanowił w tym pozostać. Bez
prawa do marzeń, do szczęścia, do zwyczajnego życia. Jest jak… zamknięty
kanarek w klatce otoczony z każdej strony wygłodniałymi kotami. Jak… robot
pozbawiony uczuć. - jego odpowiedź przecięła głuchą ciszę niczym strzała.
Wstając z podłogi odstawił trzęsącą się dłonią kryształową szklaneczkę i na
sztywnych nogach podszedł do tarasowego okna.- Taki właśnie jestem… Więc
cokolwiek by się między nami nie działo to… Obiecaj mi Ivy, że nigdy nie
obdarzysz mnie żadnym uczuciem, najmniejszą emocją. Nie jestem tego warty.-
podążył do drzwi swojej sypialni. Chwycił za klamkę i nie odwracając się, ani
nie czekając na moją reakcję rzucił ciche ‘’dobranoc’’. Pozostawiając mnie samą
z tysiącami pytań.
‘’ I watched you suffer a dull, aching pain
Wild horses, couldn't drag me away…’’
‘’Będę cierpieć wraz z Tobą.’’
__________________________________________________________________________________
Mileahnne- tak, też uważam, że Tomasz zachował się jak prawdziwy bohater. I szczerze? Bardzo go lubię w tej historii ;). Przykro mi, że musiałaś tyle czasu czekać na kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że dzisiejszą treścią wynagrodziłam Ci to :* ;)
Unnecessary- bardzo ucieszyłam się czytając Twój komentarz. Come back? Hm... Uważam, że nigdy nie zniknęłam ze świata fantazji i FFTH, po prostu ostatnimi miesiącami brak mi weny bądź czasu do pisania. Ale jestem szczęśliwa, że rozdział cię urzekł. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie. Choć siódemka jest nieco inna od swojej poprzedniczki. Pozdrawiam :*
Gucia- Kochanie me! Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam, gdy zawitałaś znów do mnie :D
Dee- nie przejmuj się nieregularnymi komentarzami. Ja ostatnimi czasy mam tak często... Dziś mam skomentować, a okazuje się, iż robię to dopiero za kilka dni bądź tygodni... Najważniejsze, że dotarłaś i znów swoją wypowiedzią sprawiłaś mi ogromną radość ;). Dziękuje Ci po raz setny. Tym bardziej, iż moje wizyty u Ciebie nie są częste... Można powiedzieć, że marne. Chociaż, nie tyle co same wizyty, bo staram się nadrabiać w każdej wolnej chwili, lecz komentarze.
Alice Morrison- rozumiem Cię w stu procentach. Mam ten sam problem z nadrabianiem i komentarzami ;/. Też często wydaje mi się, że dodałam, a jednak tego nie zrobiłam i znów u kogoś zjawiam się po miesiącu, dwóch. To chyba normalne, wbrew wszystkiemu każda z nas ma również prywatne życie, które często komplikuje sprawy ;). Najważniejsze, że wciąż tu jesteś za co ogromnie Ci dziękuje <3. Buziaki ;*
Millian Nell- w wolnej chwili na pewno zajrzę ;). Dziękuje za komentarz :)
Rozumiem, wena to kapryśna przyjaciółka. I tak, ten odcinek również mnie urzekł.
OdpowiedzUsuńZdajesz sobie sprawę, że zostawisz mnie z pustką w głowie po tym odcinku? Wyjaśnia tak wiele i nic zarazem.
Dlaczego Kaulitz nie chce, żeby darzyła go uczuciem? Dlaczego uważa, że nie jest tego wart? Czy naprawdę można w życiu zrobić takie głupoty, które sprawią, że człowiek nie będzie już zasługiwał na miłość? Myślę, że Tom ocenia się zbyt surowo. A co do Ivy to myślę, że jest kilka istotnych spraw, o których Gitarzysta powinien się dowiedzieć. Niektórych rzeczy nie da się ukryć.
Ściskam i życzę ci tej weny, która cię wciąż opuszcza.
"Bądź panią własnego życia, a nie jego cieniem" to taki prawdziwy tekst, choć czasem trudno to zrobić. Zaskoczyłam się jak Tom opowiadał o sobie jaki jest. Sucza. :P Moim zdaniem nie pasuje do niej po tym co dziś przeczytałam heh ale przeciwieństwa się przyciągają co nie? :) Odcinek mi się podobał. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Dwa tygodnie, jeszcze nie jest tak źle ^^
OdpowiedzUsuńMówi się, że wygląd pokoju mówi o naszym wnętrzu. W przypadku Toma to się naprawdę sprawdza. Bałagan w osobistym miejscu gości również w jego sercu i życiu. Nie potrafi się za to zabrać od odpowiedniej strony, by wszystko wróciło na swoje dawne miejsce. Ciągle dokłada to nowe sterty zmartwień, przez co nie może dokopać się do tych starych i zmieć ich w najodleglejszy kąt w pomieszczeniu. Pod tym względem Kaulitz jest bardzo podobny do mnie. Daje innym, potrzebującym to, czego nigdy sam nie dostał od ludzi, na których naprawdę liczył. Chce nieść pozostałym pomoc, by nie skończyli jak on sam, bowiem wiem, jak to wyniszcza człowieka od środka. Wie, jak istota ludzka męczy się ze swoją psychiką. Kiedy wspominał o tchórzach, odniosłam wrażenie, iż mówi po części o sobie. Widział zbyt wiele, by postawić się teraz w sytuacji Ivette. Czasami niektórzy odtrącają pomoc drugiej osoby z obawy, iż po raz kolejny upadnie jeszcze niżej, stoczy się na dno i będzie musiała sobie poradzić z tym sam. Iv jest właśnie takim przypadkiem. Zbyt długa musiała być samowystarczalna, zbyt długo zmuszana była do samotności w tłumie ludzi. Boi się, zwyczajnie się boi i czasami mam wrażenie, że Kaulitz jeszcze bardziej podjudza ten strach w niej. Oboje się starają, liczą na siebie, nie zadają pytań. Czekają na jakiś przełom, lecz nie dostrzegają, że oni, razem właśnie nim są. Objawy, które widziała Iv od razu skojarzyły mi się z zażywaniem narkotyków, w szczególności heroiny. Ale mogę się mylić, chyba za dużo filmów o takiej tematyce oglądam (mocno polecam "Requiem dla snu"). Problem może tkwić gdzie indziej, a najczęściej w ludzkiej podświadomości. Oboje nie radzą sobie z rzeczywistością, bo nie chcą nawet spróbować. Zobaczyć ten piękny świat za ich betonową ścianą. Tom jest zbyt surowy i wobec niej, i wobec siebie - to nie jest dobra cecha. Każdy zasługuje na szczęście, na miłość, na bliskość drugiej osoby, po prostu trzeba to tylko zrozumieć. Przed nimi jeszcze długa droga, muszą się wiele nauczyć, a szczególnie nie bać się zderzyć ze swoimi wyimaginowanymi realiami życia.
Niby mam się nie przejmować, ale jest mi po prostu przykro, że zaniedbuję coś, na czym naprawdę mi zależy. Cieszę się, w końcu komentarze po to są - by nieść radość autorowi, nawet jeśli nie są zbyt pozytywne. Nie musisz mi dziękować, za każdym razem się peszę, czytając te słowa... Komentarzami się nie martw, komentuj kiedy masz czas i ochotę, wiem, że czytasz.
Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3
Och przepraszam, że dopiero teraz ale jak już wiesz nie mam na nic czasu, moje życie się z lekka pokomplikowało i nie mam nawet ochoty pisać, czytać eh ... Cóż wracając do Twojego opowiadania i odcinka to jest wręcz w każdym calu idealne. Nikt tak jak Ty nie potrafi opisywać w ten sposób uczuć, widzę że odgrywają u Ciebie jak i u mnie ważną rolę :) Czekam na więcej i pozdrawiam :) Buziaki :*
OdpowiedzUsuń